piątek, 18 września 2020

pst

rozmawiałam z nią wczoraj (lub przed) i zgodziła się, ale nie o tym, nie o tym chciałam. mnie zdziwiła reakcja moja. wcześniej, dopóki nie usłyszałam jej, dopóki nie mówiła konkretnie do mnie (bo w sumie słyszeć to słyszałam u Z chociażby, u babci, mamy) mi to właściwie obojętne było. no może niezupełnie, ale emocjonalnie przynajmniej jednak ... się kompletnie rozpie*** KOMPLETNIE. trudno mi było powstrzymać łzy, już pod koniec rozmowy prawie że płakałam, chciałam powiedzieć że ją kocham czy coś w tym stylu, pojawiły się jakieś obrazy z dzieciństwa, wspomnienia. rozłączając się rozpłakałam się, w ogóle nie miałam kontroli nad tym, nie potrafiłam się powstrzymać.


ja wiem że na pomoc jakąkolwiek to liczyć nie można, że na poprawę. tzn. poprawi się jedno, a pogorszy drugie i miałam wrażenie że kłamię, że okłamuję ją. no ale mówiłam, że nie ma wyjścia, że "umrzesz niestety, jeśli nie" (co chyba prawdą jest) mimo wszystko mam wyrzuty sumienia.

sobota, 22 sierpnia 2020

słówko o L.

jednak psychoza, niestety, ale to pewne jest. w tym zawsze było coś psychotycznego, w każdym lęku jej, obawie, w każdej obsesji, w każdym przyzwyczajeniu i każdym schemacie działań. jej myślenie, postrzeganie, czy interpretacja wydarzeń - to wszystko było urojeniowe, paranoiczne, zawsze. zawsze była też "dziwna" - dziwniejsza niż ja, zdecydowanie bardziej nieprzystosowana, tylko że ja w tym widziałam rys autystyczny bardziej, tym też tłumaczyłam całokształt, całą tą "dziwność" ... no ale.

mówiłam (...) żeby poszli do psych, bo ona nie wyjdzie z domu i nie zacznie jeść i bez sensu jest tłumaczyć i krzyczeć bez sensu, a ten przy niej podobny i utwierdza ją w chorych przekonaniach, oboje zresztą zagłodzą się, o ile wcześniej nie pozabijają.

dobre geny.

środa, 19 sierpnia 2020

fifi (ajć, musiałam zmienić wpis)

wcześniej

tak, jestem narcyzem
oczywiście, nienawidzę siebie

nie wiem po co mi to wszystko
zostałam tam z powodu (...)

jak wiele twarzy ma jeden człowiek, nawet czysto fizycznie w zależności od "strony" spojrzenia. to jest szczególnie widoczne u kobiet bo te są bardziej od mężczyzn zmienne. ja w tej chwili mówię o fizyczności głównie - wystarczy zmiana makijażu, inna fryzurka, uśmiech, minka, boczek, loczek i jesteśmy kimś jakby innym, możemy być.

a oczy mam brązowe, ewentualnie piwne po ojcu. na tym drugim zdjęciu* mam mamy mojej spojrzenie i kolor oczu mi wyszedł taki jak w rzeczywistości mojej mamy (jakiś taki szary) i kształt oczu nawet już nie ojca a jej.


jest w tym coś dziwnego i coś fascynującego, chwilami niepokojącego być może (przypomniało mi się - kiedyś mówił o tym też R). nigdy chyba, albo od bardzo dawna nie interesowałam się aż tak wyglądem, tym własnym, ale chyba też i innych, a jeśli nawet to nie w tym sensie... zresztą wróć do myśli R. 

 


edit:
 
*które z pewnych powodów, a właściwie nie z "powodów" w liczbie mnogiej, a z POWODU jednego konkretnego, usunęłam niestety, stety (?) nie przedstawię go. w zamian może być to:


 
tam jest już fifikse, nie N-e.
boję się coraz mniej. 

sobota, 8 sierpnia 2020

no tak

usunęłam z powodu lokalizacji jak i problemów z google. 

się.

nieważne.

a jestem (znów) z powodu... 

ha!

połączona z google.

ważne.

ależnocóż.

takwiem.

to tylko zarys, plan.

*******

edit: 

jednak kolejny raz ukryłam się.

kolejny raz ukrywam się.

wtorek, 28 lipca 2020

(nie)ja

usunęłam konto na FB (nie wiem co z instagramem), a na badoo dezaktywowałam - w sensie, że mogę je przywrócić o ile będę chciała, w tej chwili niewidoczne jest. nie wiem ile to trwało, chyba tydzień, dziś chyba siódmy dzień. przez ten czas, czyli kilka w sumie dni, polubiło mnie ok 1400 facetów (!) i... to trochę dziwne bo nie odczuwam już tęsknoty za realnym życiem, a za tym wirtualnym bardziej, za ludźmi wirtualnie mi znanymi i za wirtualną wersją siebie, moją wirtualną tożsamością.



uśmierciłam
 wszystko
 co ***
nie było 
czekając na
 przemianowanie

ależ NAPRAWDĘ dowartościowałam się!


właściwie to mogłam to zostawić

choć odrodzi się jako...
 no?
 no kto?


*******

poza tym, albo raczej w związku z tym właśnie, tak czy siak coraz mniej obsesji w tym widzę. chociaż... no, troszkę "kimkolwiek już prawie" (mimo wszystko wolę /ja chcę/ być nią).

*******


edit:

na b. nadal piszą do mnie (czyli widzą mnie) ci, którzy wcześniej już pisali, albo też ci, którzy wcześniej polubili mnie. w sumie nie wiem, a tam, nieważne właściwie.

od jutra.

czwartek, 30 stycznia 2020

każdy z nich

zupełnie przez przypadek trafiłam na niego, na nich właściwie. zupełnie przez przypadek spotkałam tam ich. niby to żadne zaskoczenie, bo przecież od zawsze wiedziałam, podejrzewałam - w sumie na granicy pewności to wszystko, więc chyba jednak wiedziałam; tak, to oczywiste dla mnie zawsze było i do tej pory jest. mimo wszystko w jakimś sensie poruszyło mnie to, chyba nawet wzruszyło. sztuczne to z mojej strony, oparte jedynie na odbiciu (współczucie), ale nie o tym, to bez znaczenia jest. ogólnie trudno mi jest opisać uczucia, mam mętlik w głowie... pomyślałam sobie, że tam przedstawiona jest inna maska, inna tożsamość lub inna tożsamości część, że mogłam przecież poznać ich wcześniej, lata temu, spotkać gdzieś chociażby, minąć. nie pomogłabym im w żaden sposób wtedy (dziś pewnie nie bardzo też), nie uratowałabym, z wzajemnością zresztą - nikt z nich nie pomógłby mi wtedy, nikt nie uratowałby mnie.

{chaosik}
dziś/teraz akurat jestem "szczęśliwa" ... 
przeziębiłam się 

niedziela, 19 stycznia 2020

plan

niezmiennie, jak zakładałam, przed jedynie muszę. nie, nie poddam się. w sumie to niemożliwe, zupełnie nieprawdopodobne, jakkolwiek bym się nie męczyła z tym wszystkim, ze sobą; możliwe, że kiedyś, gdy już się męczyć przestanę, być może wtedy, bo chyba to oznaczać będzie poddanie - skoro się nie męczę już, odpuszczam sobie wszystko, jakiekolwiek starania o cokolwiek, to chyba prawdziwa wolność, tak na marginesie, lub...

[jednak czekać będę dłużej niż myślałam, z własnej winy oczywiście, jak zawsze, z własnej woli]

sobota, 18 stycznia 2020

do lutego

niewiele więcej, choć z każdym takim maleńkim niby błędem od celu oddalam się. całe dotychczasowe życie tak. mimo wszystko do naprawienia to. współczuję ludziom gdy wiem, że zraniłam ich. tym bardziej że to nie jest zamierzone przecież, zazwyczaj wszystko to wbrew sobie też. nawet bardziej wbrew sobie, niż wbrew wszystkim innym, wam.

to nadal kilkanaście. coś dodać musiałam. ostatecznie.
o bosze, ależ ja ufam sobie.

piątek, 17 stycznia 2020

ku ż

od dawna już nie czułam tego co (...) od dawna nie tym i nie w ten sposób. prawie zapomniałam już. wróciło wszystko. wszystko prawie. najśmieszniejsze jest to, że korzyść przeważyła szalę; korzyści jest więcej. jednak.

na szczęście i zdrowie - rzuciłam palenie. e-papierosy zdecydowanie mniej szkodliwe są.
tutaj nie ma o czym dyskutować, to się po prostu czuje. fizycznie chociażby, choć to dużo już, czuję się - w porównaniu z ostatnimi miesiącami, czy latami nawet - po prostu dobrze. od początku roku nie palę i nie wrócę do analogów już.

z jedzeniem też lepiej (chyba)* mniej tego co złe, w tym akurat wszystko złe co robię. niewielkie, jednak istotne zmiany wprowadziłam też. w ostatecznym rozrachunku wychodzę na plus mimo wszystko. mogę pogratulować sobie udanego roku początku.

*z j. związane akurat: myślałam, że dziś zdechnę po tym jak przesadziłam. pierwszy raz od w sumie już dość dawna odreagowałam typowo jedzeniem. w ostatnich miesiącach zeszłego roku bardziej chemią jednak, jedzenie jedynie dodatkiem było. odzwyczaiłam się od tego. mój organizm odzwyczaił się po tych trawach... zresztą jestem chyba coraz słabsza też. przeżyłam, choć bałam się już nawet, być może nie o życie, ale na pewno o zdrowie. ogólnie boję się o serce. uspokoiłam się tak czy siak, dowartościowałam nawet całym tym podsumowaniem - perspektywą tych dni niewoli już niewielu i coś w rodzaju nadziei pojawiło się... i coś w rodzaju tęsknoty - trochę za tym co utracone, a trochę też za tym czego nigdy chyba tak naprawdę nie było; ale tęsknota to przecież za konkretnym uczuciem, jakąś mieszanką odczuć, wrażeń, to jak tęsknota za marzeniem czy snem.

będziesz wolna za kilkanaście dni.
ależ i inni zatęsknią (pewnie tęsknią od dawna, to oczywiste) bo to jednak miesiąc będzie prawie. im dłużej mnie wśród nich nie ma, tym mniej się czuję związana, jednak uśmiecham się "widząc" ich, czytając, tak szczerze. trochę tak jak człowiek uśmiechający się na widok dawno niewidzianych bliskich, szczególnie bliskich osób. z jednej strony ci ludzie są mi zupełnie obojętni, mogłabym przecież ich z dnia na dzień zostawić, odciąć się, nie wracać już, bo w sumie nie zależy mi na nich, ani trochę nawet; z drugiej strony, to moi najbliżsi w tej chwili. nie ma ludzi mi bliższych niż oni.