poniedziałek, 4 stycznia 2021

przede

dołączyłam, wytrzymałam 10 dni tym razem, następnym będzie lepiej. będzie wspaniale, czyli tak jak zwykle. nie wiem czy wrócę... w nowych miejscach, tak samo zresztą jak w starych, to nadal ja, na zewnątrz i wewnątrz. ogólnie nie zmieniło się nic, z tą różnicą tylko, że odzwyczajam się od relacji, ludzi; a chciałam tak po prostu, bez udawania już wejść w jakąś grupę i przedstawić siebie, chociażby cząstkę prawdziwą, kilkuzdaniową, cząsteczkę. niestety nie da się, nie uda. nie ma możliwości bym pozwoliła sobie przed (...) a później to już przecież gra, nieprawda, nie-ja.

chodzi też o to, a może przede wszystkim o to właśnie, że nie ma w tym żadnej przyjemności bez planu, bez narzucenia sobie celu, albo wyznaczenia drogi. tu nie chodzi o cel właściwie, który na wyciągnięcie ręki, tutaj chodzi o drogę. tzn. droga sama w sobie jest celem, albo drogi tej koniec (raczej) ... pomijając. 

taaak, gdybym dziś spróbowała, wykończyłabym się. za jakiś czas mogę i zrobię to prawdopodobnie, tam lub w miejscu innym, bliższym mi, bardziej znanym. tak na marginesie: to tylko przyzwyczajenie, w tym nic wielkiego, ważnego, nic wyjątkowego. chociaż, z drugiej strony, nic nie wiąże nas bardziej, nic bardziej nie zniewala, w sumie też nic bardziej nie tworzy nas. niczym więcej nie jestem niż zbiorem przyzwyczajeń.

piątek, 18 września 2020

pst

rozmawiałam z nią wczoraj (lub przed) i zgodziła się, ale nie o tym, nie o tym chciałam. mnie zdziwiła reakcja moja. wcześniej, dopóki nie usłyszałam jej, dopóki nie mówiła konkretnie do mnie (bo w sumie słyszeć to słyszałam u Z chociażby, u babci, mamy) mi to właściwie obojętne było. no może niezupełnie, ale emocjonalnie przynajmniej jednak ... się kompletnie rozpie*** KOMPLETNIE. trudno mi było powstrzymać łzy, już pod koniec rozmowy prawie że płakałam, chciałam powiedzieć że ją kocham czy coś w tym stylu, pojawiły się jakieś obrazy z dzieciństwa, wspomnienia. rozłączając się rozpłakałam się, w ogóle nie miałam kontroli nad tym, nie potrafiłam się powstrzymać.


ja wiem że na pomoc jakąkolwiek to liczyć nie można, że na poprawę. tzn. poprawi się jedno, a pogorszy drugie i miałam wrażenie że kłamię, że okłamuję ją. no ale mówiłam, że nie ma wyjścia, że "umrzesz niestety, jeśli nie" (co chyba prawdą jest) mimo wszystko mam wyrzuty sumienia.

sobota, 22 sierpnia 2020

słówko o L.

jednak psychoza, niestety, ale to pewne jest. w tym zawsze było coś psychotycznego, w każdym lęku jej, obawie, w każdej obsesji, w każdym przyzwyczajeniu i każdym schemacie działań. jej myślenie, postrzeganie, czy interpretacja wydarzeń - to wszystko było urojeniowe, paranoiczne, zawsze. zawsze była też "dziwna" - dziwniejsza niż ja, zdecydowanie bardziej nieprzystosowana, tylko że ja w tym widziałam rys autystyczny bardziej, tym też tłumaczyłam całokształt, całą tą "dziwność" ... no ale.

mówiłam (...) żeby poszli do psych, bo ona nie wyjdzie z domu i nie zacznie jeść i bez sensu jest tłumaczyć i krzyczeć bez sensu, a ten przy niej podobny i utwierdza ją w chorych przekonaniach, oboje zresztą zagłodzą się, o ile wcześniej nie pozabijają.

dobre geny.

środa, 19 sierpnia 2020

fifi (ajć, musiałam zmienić wpis)

wcześniej

tak, jestem narcyzem
oczywiście, nienawidzę siebie

nie wiem po co mi to wszystko
zostałam tam z powodu (...)

jak wiele twarzy ma jeden człowiek, nawet czysto fizycznie w zależności od "strony" spojrzenia. to jest szczególnie widoczne u kobiet bo te są bardziej od mężczyzn zmienne. ja w tej chwili mówię o fizyczności głównie - wystarczy zmiana makijażu, inna fryzurka, uśmiech, minka, boczek, loczek i jesteśmy kimś jakby innym, możemy być.

a oczy mam brązowe, ewentualnie piwne po ojcu. na tym drugim zdjęciu* mam mamy mojej spojrzenie i kolor oczu mi wyszedł taki jak w rzeczywistości mojej mamy (jakiś taki szary) i kształt oczu nawet już nie ojca a jej.


jest w tym coś dziwnego i coś fascynującego, chwilami niepokojącego być może (przypomniało mi się - kiedyś mówił o tym też R). nigdy chyba, albo od bardzo dawna nie interesowałam się aż tak wyglądem, tym własnym, ale chyba też i innych, a jeśli nawet to nie w tym sensie... zresztą wróć do myśli R. 

 


edit:
 
*które z pewnych powodów, a właściwie nie z "powodów" w liczbie mnogiej, a z POWODU jednego konkretnego, usunęłam niestety, stety (?) nie przedstawię go. w zamian może być to:


 
tam jest już fifikse, nie N-e.
boję się coraz mniej. 

sobota, 8 sierpnia 2020

no tak

usunęłam z powodu lokalizacji jak i problemów z google. 

się.

nieważne.

a jestem (znów) z powodu... 

ha!

połączona z google.

ważne.

ależnocóż.

takwiem.

to tylko zarys, plan.

*******

edit: 

jednak kolejny raz ukryłam się.

kolejny raz ukrywam się.

wtorek, 28 lipca 2020

(nie)ja

usunęłam konto na FB (nie wiem co z instagramem), a na badoo dezaktywowałam - w sensie, że mogę je przywrócić o ile będę chciała, w tej chwili niewidoczne jest. nie wiem ile to trwało, chyba tydzień, dziś chyba siódmy dzień. przez ten czas, czyli kilka w sumie dni, polubiło mnie ok 1400 facetów (!) i... to trochę dziwne bo nie odczuwam już tęsknoty za realnym życiem, a za tym wirtualnym bardziej, za ludźmi wirtualnie mi znanymi i za wirtualną wersją siebie, moją wirtualną tożsamością.



uśmierciłam
 wszystko
 co ***
nie było 
czekając na
 przemianowanie

ależ NAPRAWDĘ dowartościowałam się!


właściwie to mogłam to zostawić

choć odrodzi się jako...
 no?
 no kto?


*******

poza tym, albo raczej w związku z tym właśnie, tak czy siak coraz mniej obsesji w tym widzę. chociaż... no, troszkę "kimkolwiek już prawie" (mimo wszystko wolę /ja chcę/ być nią).

*******


edit:

na b. nadal piszą do mnie (czyli widzą mnie) ci, którzy wcześniej już pisali, albo też ci, którzy wcześniej polubili mnie. w sumie nie wiem, a tam, nieważne właściwie.

od jutra.

czwartek, 30 stycznia 2020

każdy z nich

zupełnie przez przypadek trafiłam na niego, na nich właściwie. zupełnie przez przypadek spotkałam tam ich. niby to żadne zaskoczenie, bo przecież od zawsze wiedziałam, podejrzewałam - w sumie na granicy pewności to wszystko, więc chyba jednak wiedziałam; tak, to oczywiste dla mnie zawsze było i do tej pory jest. mimo wszystko w jakimś sensie poruszyło mnie to, chyba nawet wzruszyło. sztuczne to z mojej strony, oparte jedynie na odbiciu (współczucie), ale nie o tym, to bez znaczenia jest. ogólnie trudno mi jest opisać uczucia, mam mętlik w głowie... pomyślałam sobie, że tam przedstawiona jest inna maska, inna tożsamość lub inna tożsamości część, że mogłam przecież poznać ich wcześniej, lata temu, spotkać gdzieś chociażby, minąć. nie pomogłabym im w żaden sposób wtedy (dziś pewnie nie bardzo też), nie uratowałabym, z wzajemnością zresztą - nikt z nich nie pomógłby mi wtedy, nikt nie uratowałby mnie.

{chaosik}
dziś/teraz akurat jestem "szczęśliwa" ... 
przeziębiłam się