dołączyłam, wytrzymałam 10 dni tym razem, następnym będzie lepiej. będzie wspaniale, czyli tak jak zwykle. nie wiem czy wrócę... w nowych miejscach, tak samo zresztą jak w starych, to nadal ja, na zewnątrz i wewnątrz. ogólnie nie zmieniło się nic, z tą różnicą tylko, że odzwyczajam się od relacji, ludzi; a chciałam tak po prostu, bez udawania już wejść w jakąś grupę i przedstawić siebie, chociażby cząstkę prawdziwą, kilkuzdaniową, cząsteczkę. niestety nie da się, nie uda. nie ma możliwości bym pozwoliła sobie przed (...) a później to już przecież gra, nieprawda, nie-ja.
chodzi też o to, a może przede wszystkim o to właśnie, że nie ma w tym żadnej przyjemności bez planu, bez narzucenia sobie celu, albo wyznaczenia drogi. tu nie chodzi o cel właściwie, który na wyciągnięcie ręki, tutaj chodzi o drogę. tzn. droga sama w sobie jest celem, albo drogi tej koniec (raczej) ... pomijając.
taaak, gdybym dziś spróbowała, wykończyłabym się. za jakiś czas mogę i zrobię to prawdopodobnie, tam lub w miejscu innym, bliższym mi, bardziej znanym. tak na marginesie: to tylko przyzwyczajenie, w tym nic wielkiego, ważnego, nic wyjątkowego. chociaż, z drugiej strony, nic nie wiąże nas bardziej, nic bardziej nie zniewala, w sumie też nic bardziej nie tworzy nas. niczym więcej nie jestem niż zbiorem przyzwyczajeń.