Można mieć wpływ na "to" dość duży, sporą kontrolę, o ile nie pełną. Dla większości ludzi to niewyobrażalne, dla mnie zupełnie naturalne jest. To nie jest coś, co wymaga jakiegoś wysiłku z mojej strony, absolutnie, wystarczy świadomość tego, że nie mogę, że nie chcę, że sobie nie pozwalam (choć ważniejsze prawdopodobnie są powody - tzn. dlaczego nie pozwalam sobie, ale w tej chwili nie rozpisując się, pomijając). Pamiętam początek, wiem dokładnie kiedy się to stało, kiedy postanowiłam sobie, że nigdy więcej, że nigdy już nie. Tego zresztą nie było dużo, ale to, co wiązało się z (...) Nie o wszystkim mówiłam, nie wiem co tak naprawdę mnie wtedy zabolało (większość ludzi uznałoby że; ale nie, to nie to co niby oczywiste, nie to co powinno, choć jasne że to "trauma" też). Nigdy od tego czasu nie dopuściłam do (...).
To chyba wstęp (wyżej, dziś).
Dzisiaj to koniec przecież.
Tak na marginesie, ale to dosłownie, mam dość ludzi, których nie zostawiłam, nie ma czego i kogo już prawie, tak realnie jeszcze ktoś, wirtualnie zbyt wielu ludzi mi... ja ich nie znam i nie chcę w większości poznawać, ja tam sobie przedstawiam "siebie" (zawsze chyba też tak naprawdę to był mój główny cel, reszta się dzieje sama). Nigdzie nie mogę być sama, realnie, wirtualnie. Potrzebuję przerwy (znowu).
O kompromis chodzi chyba po prostu. Mam uczucia jakieś, jak każdy człowiek przecież; mam potrzeby przeróżne, a wiele z nich to potrzeby w niewielkim stopniu zaspokajane od zawsze. Muszę więc innymi drogami, dla jakiegoś substytutu, namiastki emocji, uczuć nawet. Skoro tak jak należałoby boję się i nie jest to zwykła obawa, jakieś tam zahamowania, uzasadniony strach, ale przerażenie, coś, czego w żaden sposób nie przeskoczę bo to mnie przeraża w stopniu tak dużym, że z automatu niewykonalne się staje. Nie do końca mam nad tym kontrolę, to dzieje się samo. Choć z drugiej strony gdyby ktoś zapytał mnie, to i świadomie byłabym w stanie opisać cały mechanizm, że gdybym miała wybór, tj. gdybym miała podjąć decyzję, to ona by tym samym czym wyuczony schemat była. W sumie jest przecież, bo to decyzja też. Ja to utożsamiam ze wszystkim czego zawsze się bałam, czego się wstydziłam, nie wiem czy jest we mnie większy lęk, poza tymi najbardziej uniwersalnymi jak przed śmiercią chociażby, ale on dla wszystkich wspólny, a ja o tym indywidualnym, jednym z największych moich. Nie ma nic bardziej poniżającego w moich oczach, nic co czyniłoby człowieka bardziej bezbronnym, słabym; nic, co by mi się jawiło jako większa naiwność, głupota wręcz, zresztą jedno jest dla mnie synonimem drugiego. Nie jest więc ważne to, czego ja jako wbrew pozorom dość wrażliwa (ha!) osoba pragnę, ważniejsze jest to, że sobie na to nigdy nie pozwolę.
(0413.t.tak,teraz.też)