poniedziałek, 30 grudnia 2024

cele, marzenia, pragnienia

jedno z moich marzeń męczy mnie, jedno z moich pragnień, chyba niezbyt zdrowych. nie chodzi o to, że realizacja wspomnianego pragnienia sama w sobie byłaby niezdrowa, ale o to, że nie za bardzo mam wpływ na to czy uda mi się je zrealizować, to źle. niezbyt dobrze, tym bardziej, że uczyniłam je jednym z głównych, a właściwie głównym, chyba nie ma niczego nad, niczego ponad tym. chociaż nie, to nie do końca tak, są rzeczy ważniejsze na pewno, tylko że wymyśliłam sobie ich realizację poprzez tamto jedno właśnie, tak jakby było to jedynym możliwym środkiem do osiągnięcia celów innych, pozostałych. to też niezbyt dobrze. nie no, właściwie nie – jest coś jeszcze, coś ponad wszystkim innym, ponad tym wspomnianym też (jednak źle napisałam) i to już zależne jest tylko i wyłącznie ode mnie, całe szczęście, tylko że możliwe, że ten drugi cel, ten od którego zaczęłam tu (mimo wszystko jest drugi w osobistej hierarchii ważności, to dobrze że ważniejsze jest to, co ważniejsze być powinno), ten na którego realizację wpływu nie mam w 100%, wpływa na moją motywację do osiągania celów innych, nawet tych wyższych, ważniejszych. to tak jakbym postrzegała to w ten sposób, że skoro i tak jeszcze nie mam tego co uczyniłoby mnie szczęśliwą, to po co dążyć do czegokolwiek innego, tak czy siak nie poczuję się przecież spełniona, pozostanie to na co wpływu nie mam, nie ma więc sensu spieszyć się z czymkolwiek innym, to inne łatwiej by przyszło gdyby (...), etc. tak nie powinno być bo mogę się nie doczekać przecież, mogę zaszkodzić sobie z czasem bardziej, to oczywiste zresztą że szkodzę sobie coraz bardziej, no i nie bardzo wiem co zrobić, jak się pozbyć tego celu, tego pragnienia które niezbyt służy mi, albo jak je odłożyć na bok, albo zmniejszyć jego wartość, bo nawet nie to by się go wyzbyć zupełnie, ale uczynić marzeniem pobocznym, dodatkiem jakimś, by niezaspokojenie tego pragnienia nie demotywowało mnie ogólnie, nie rozstrajało mnie. nie chcę się zabić z powodu czegoś tak (...) jesu, ja w ogóle nie chcę się zabijać. chcę żyć. chcę żyć. CHCĘ ŻYĆ. Martuś, odpuść sobie to na co wpływu nie masz, jasne że fajnie będzie jak się stanie, ale się stać nie musi. dobrze by było zmienić myślenie, nastawienie do tego celu konkretnie – że "fajnie by było, ale jak nie to też spoko" jw. sama nie wiem już. no tak, raczej tak, w ten sposób myśleć powinnam.

piątek, 27 grudnia 2024

po.wiem

...a miałam zacząć od tego, że chyba chodzi o to, że się po prostu nadają, tak mi się przynajmniej wydaje, ale nie bardzo potrafię to rozwinąć w tej chwili. może kiedyś, innym razem, zobaczymy. zresztą może to nawet i lepiej że nie potrafię, nie wiem czy chcę, lub na ile chcę. właściwie to chciałam powiedzieć, że wiem, że robię źle, tzn. źle to jest dla innych, niektórych, tych się nadających, wybranych, bo jednocześnie robię dobrze dla siebie, robię sobie dobrze, heh, moje dobro jest dla mnie ważniejsze niż wasze, to oczywiste przecież. 

wydaje mi się czasami, że są ludzie, których lubię szczerze, wbrew temu co kiedyś pisałam. nie mam pewności, nie wiem jak to jest i w jaki sposób się powinno objawiać. na pewno są ludzie, którzy interesują mnie bardziej niż inni, na pewno są tacy, z którymi kontakt lubię bardziej niż z innymi; na pewno bywają tacy, którzy wywołują we mnie jakieś emocje, wzbudzają nawet jakąś czułość czasami. chociaż nie wiem czy należałoby to podciągać pod uczucia wyższe, to może być pociąg seksualny jedynie, albo aż, bo to też dużo; żeby mnie ktoś pociągał seksualnie, to jednak musi mi się podobać pod wieloma względami, musi mi się podobać ogólnie jako człowiek ... ale nie wiem po co ja o tym piszę w ogóle. prawdopodobnie, a raczej pewnie, brakuje mi jakiegoś rodzaju bliskości, tylko że to też bez większego znaczenia, bo i tak sobie na nią w najbliższym czasie nie pozwolę, o ile kiedykolwiek, ale nie chcę pesymistką być.

zmieniając temat...

jak to dobrze, że po świętach już, że się mogę uwolnić od (...) i że przetrwałam (ha!), i że poukładałam sobie wszystko w głowie, na tyle na ile mogłam oczywiście, no i po swojemu jak zawsze, nie to żebym nagle "normalna" się stała (głupie określenie, ale wiadomo o czym mowa, inne się nie nadają). tak więc "poukładałam" sobie "wszystko" i jest już lepiej i będzie dobrze, a było niezbyt tak jakoś, by nie powiedzieć że źle. nigdy zresztą nie powiem że jest źle, a jak powiem to się z tego wycofam po chwili, jak wiele razy robiłam i tu, rozwinę myśl, wytłumaczę i skończy się na tym, że w gruncie rzeczy wcale nie jest tak źle (bo nie jest), że mogłoby przecież być gorzej (bo mogłoby i szczerze dziękuję, jak zawsze, że nie jest), że wielu ludzi na świecie jest w sytuacji nieporównywalnie gorszej ode mnie, że są tragedie takie, o których mi się nawet nie śniło, cierpienia jakich nigdy nie doświadczyłam prawdopodobnie i jakich mam nadzieję nigdy nie doświadczę, etc. więc takie pie*dolenie od rzeczy, użalanie się nad sobą, nad własnym losem, który to nawet nie jest losem, bo to przecież, qrwa, żaden los, moje problemy są w znacznym stopniu uzależnione ode mnie, od moich działań, moich decyzji, podjętych i niepodjętych kroków, od mojej woli, "niewoli" ;) i jaki to, qrwa mać, LOS?! pytanie retoryczne oczywiście, zresztą pomyślałam sobie, że można na to spojrzeć i od innej strony, filozofować że sami tworzymy swój los, albo że to, co na początku było losem (czas wczesnego dzieciństwa na przykład) determinuje losy dalsze, czemu trudno zaprzeczyć w sumie, ale to i tak nie zmienia sensu tego o czym teraz piszę – takie pie*dolenie jest GRZECHEM i tyle, zawsze tak uważałam. jestem grzeszna na pewno, jestem grzesznikiem, ja wiem, ale nie potrafię aż tak... i jest w tym coś prawdziwego, coś szczerego, coś głębszego nawet, trudno mi znaleźć odpowiednie słowa, ale to jakaś wartość, coś co powinno się cenić. odczuwam czasami, dość często nawet, dużą, ogromną, WDZIĘCZNOŚĆ za wszystko, za wszystko to, co niezależne ode mnie, za szczęście jakie było mi dane, jakie jest mi dane, i chociaż nie bardzo potrafiłam wykorzystać je, to dostrzec przecież potrafię – jest tyle wszystkiego, dosłownie WSZYSTKIEGO, niezliczona ilość "wszystkiego", za co powinnam być wdzięczna. nie potrafię nie dostrzegać tego, nie no, nie potrafię nie doceniać. NIE POTRAFIĘ GRZESZYĆ AŻ TAK. 

jejku, o czymś zupełnie innym być miało. chyba dobrze (bo dobrze) i coś, ktoś, takie wspomnienie. Marta, ja nie wiem czy nie będziesz żałować, zmieniłam zdanie razy ile? ale nie, nie żałuję tego. nie będziesz i już. to do siebie, dla siebie, pozwól sobie na szczerość czasami, nic się nie stanie jak się trochę otworzysz, zresztą każdy wszystko po swojemu odbiera, wszystko przechodzi przez indywidualne filtry, już kiedyś pisałam, choćbyś nawet wywaliła z siebie wszystko, nikt by nie dostrzegł tego co (...), poza tym idź się bawić! IDŹ SIĘ BAWIĆ!!! wszystko jest już dobrze. IDŹ, idź!


poniedziałek, 16 grudnia 2024

piiiii

jest źle jest źle jest źle nie chce mi się nic qrwa nie mogę na nic sobie nie pozwalam. to uczucie też zresztą nie potrwa długo, nie potrafię tak męczyć się. ha! za to się męczyć "potrafię" inaczej. tragedia. tragikomedia to jest. komediodramat ku*wa mać. jesu... już mi jakoś tak lepiej. JUŻ MI LEPIEJ!!! (o bosze) gdybym tylko nie (...) i gdyby nie, to mogłabym wszystko, tzn. "wszystko prawie". to i tak dużo. to bardzo dużo, jak na mnie i jak dla mnie. Marta, proszę.

niedziela, 15 grudnia 2024

niebieskie takie

jejku, zbyt pochopnie oceniłam jednak. na szczęście. całe szczęście. byłoby źle gdyby... no ale nie. przepraszam. PRZE-PRA-SZAM. nie spałam i wszystko ustawiłam już, jest tak jak miało być, jest tak jak ma być, jak być powinno. teraz mogę spokojnie wyjść, spokojnie zostawić to (co złe?). ZOSTAWIĆ. wyjść. nie wracać. wrócić do planu (aj!). IŚĆ! ostatni taki, taki ostatni, już za mną to wszystko. będzie dobrze, być musi.

poniedziałek, 9 grudnia 2024

dobranoc

to samo, jak zwykle, jak zawsze, jak co roku od lat. bosze, jak mi się nic nie chce, nie mam motywacji do jakiegokolwiek działania. nie chce mi się starać, nie chce mi się chcieć. teraz nie, nie teraz. do tego "chcę" też muszę dojść przecież, krok po kroku, wyznaczoną drogą. poza tym nie mam celu bez drogi, tzn. droga sama w sobie jest celem, albo dokładniej jakiś drogi tej punkt – określony punkt określonej drogi. jest mi, QRWA, źle!!! JEST MI ŹLE! nie wierzę nie wierzę nie wierzę, to kłamstwo wszystko ja wiem. tylko że nigdy się nie poddam, nie odpuszczę, z jednej strony to tragedia, z drugiej strony tylko to mnie jakoś trzyma przy (...) i prawdopodobnie zawsze tak będzie, ludzie nie zmieniają się, a nawet jeśli to bardziej szlif jakiś niż nagła wielka zmiana, przez lata szlifujemy swój charakter jakoś tam, z mniejszym lub większym skutkiem, tzn. z mniejszym, żadnym większym, o tym przecież mówię że nie ma niczego dużego jeśli chodzi o zmiany w człowieku, charakterologiczne, osobowościowe... no i dobrze, i ch*j, pa. 

(przeszło już)

niedziela, 8 grudnia 2024

oni

...i żeby tylko niczego nie chcieli, jak wszyscy inni, wcześniejsi, lub żeby nie chcieli tego, czego chcieli inni, albo aby chcieli, lub oby; ojej, za dużo, za dużo, za mało, ma być trochę (zresztą używa się tego słowa w każdym znaczeniu, jak się chce, można więc czytać i rozumieć jakkolwiek), ma być takie "trochę" jakie będzie odpowiednie dla mnie, w odpowiedniej chwili odpowiednie, bo prawdopodobnie nic nie jest dla mnie uniwersalnie odpowiednie, nic nie będzie odpowiednie w każdej chwili niezmiennie i zawsze; ale czytać powinni, oj tak, nawet nie że powinni a muszą; no i muszą też pisać, by wypadało; muszą czekać, wpasować się w (...) ojej (drugi raz już), używam liczby mnogiej. używam liczy mnogiej. używam liczby mnogiej. 

środa, 20 listopada 2024

boszek

...że w danej chwili akurat tego nie chcę, że "nie chce mi się" bo tak jest najczęściej, co być może znaczy, że motywacja jest słaba. no nie jest zbyt silna niestety. zapamiętałam to "puk puk" przede wszystkim, ale nie pamiętam już emocji które we mnie wywołało. mimo wszystko jestem prawie pewna, że gdyby wrócił, gdyby nagle pojawił się, to poczułabym coś znowu, wydaje mi się że dość duże coś nawet, tylko nie wiem na ile trwałe już, na ile głębsze niż chwilowy sentyment, lub coś podobnego, zbliżonego. nikt mi nigdy bardziej nie pomógł. nikomu zresztą nie pozwoliłabym i zastanawiam się nawet czasami dlaczego wtedy pozwoliłam, lub jak to się stało że pozwoliłam, albo dlaczego się bez pozwolenia stało. nie ma wytłumaczenia innego, poza młodym wiekiem, nie w pełni jeszcze ukształtowaną osobowością. szkoda że wtedy nie został na dłużej, że nie został na zawsze, że nie zabrał mnie ze sobą tam gdzieś. ja nie tęsknię za nim jako człowiekiem, czy jako mężczyzną tym bardziej, tęsknię raczej za tym co mi dawał. wydaje mi się, że tak naprawdę tęsknię za jakąś wersją siebie, tą utraconą, idealną wersją jaką mogłabym się stać gdybym jeszcze trochę dostała. nie, nie trochę – dużo. musiałabym dostać dużo. poza tym brakowało mi ojca, ja wiem, tęskniłam za wyidealizowanym archetypem ojca, w który wtedy R. bardzo mocno wpasował się. mimo wszystko są ludzie za którymi tęsknię bardziej, chyba, o ile za kimkolwiek tęsknię w ogóle; są też ludzie mi bliżsi, wydaje mi się, tzn. byli, by byli gdyby... a R. był narcyzem przecież (ha!), no i dzisiaj, gdyby pojawił się, prawdopodobnie znienawidziłabym go tak bardzo jak lata temu "kochałam". martwi bogowie. martwi bogowie. nie mam nikogo bliskiego, auć!

poniedziałek, 18 listopada 2024

wafelek

się przedłużyło o jeden dzień, tzn. tym razem o dzień, bo ogólnie o lata – się przedłużyło na lata. // nie wiem jaki tytuł dać, stąd ten wafelek ;D

niedziela, 17 listopada 2024

siebie i sobie

WIDZĘ! 

wiem za czym tęsknię i czego mi brakuje i jest to do urzeczywistnienia jeszcze w tym roku, o ile się postarasz, o ile postaram się.

tak niewielu ludzi zaspokaja moje potrzeby... żadne głębsze, nie, nie te, a te najbardziej płytkie, choć może jedne z podstawowych moich. może chodzi też o prawdopodobieństwo zaspokojenia, pisałam o tym ostatnio i tu, o odpuszczaniu sobie tego, czego osiągnięcie wydaje się zbyt trudne, mało prawdopodobne, a te wyższe, głębsze potrzeby takimi są właśnie – zbyt trudnymi do zaspokojenia. podobno to nawet zdrowe jest: wyzbycie się nierealnych celów i pragnień. niespełnienie równoznaczne jest przecież z niezaspokojeniem, a poczucie niezaspokojenia z cierpieniem. dobrze więc jest mieć marzenia, które z dużym prawdopodobieństwem da się spełnić, zrealizować, osiągnąć cel. to u mnie dość naturalny proces, przechodzenie z celu niezbyt realistycznego w realistyczny jak najbardziej, to przekształcanie o którym pisałam to forma obrony na pewno. jakkolwiek by na to nie patrzeć jest to plus. najprościej: plusem jest to, co działa. w przeciwieństwie do wielu ludzi z problemami osobowościowymi ja nie wpadam w poważne stany depresyjne, nie wyobrażam sobie nawet bym mogła w stanie obniżonego nastroju funkcjonować dłużej, pewne moje mechanizmy obronne włączają się z automatu wręcz dużo wcześniej, tj. PRZED świadomym doświadczeniem pewnych stanów emocjonalnych, tych najbardziej niekomfortowych oczywiście. są to mechanizmy mniej lub bardziej zdrowe, lub może lepiej "mniej lub bardziej niezdrowe", mimo wszystko skuteczne. 

jakie to przykre, ja wiem, że nie pozwalam sobie poczuć (...) czasami tylko chwilowo, dosłownie przez chwilę czuję i ulotne to tak bardzo, że prawie niemożliwe do uchwycenia, do przypomnienia sobie chwilę po. smutne jest to, że nigdy nikt mnie nie zrozumie, nigdy na to nie pozwolę i nigdy się do nikogo nie zbliżę, nigdy nie otworzę się na... i nie, teraz też nie czuję. to tylko opis, bezemocjonalny zupełnie. nastawienie mam dobre, na czymś innym skupiona jestem, coś innego przecież moim celem jest. 

chyba nikogo szczerze nie lubię, wszyscy są jedynie potencjalnymi zaspokajaczami najpłytszych moich potrzeb, których też zresztą w większości zaspokoić nie potrafią. wszyscy dążą do czegoś zupełnie innego niż ja. 

niedziela, 3 listopada 2024

przedczas

właściwie to wiedziałam że się nie uda. trudno mi odnaleźć się w sytuacjach na które nie mam wpływu, nieplanowanych, niechcianych, a że sposoby na ucieczkę, odcięcie się, przerwę, mam wyuczone, niezmienne, stałe, to jasne było, łatwe do przewidzenia, co zrobię, w jaki sposób uspokoję się. tak w ogóle to pomyślałam sobie teraz: to jest horror, Marta, wiesz? są gorsze na pewno, o wiele straszniejsze, sama zresztą zawsze uciekałam od postrzegania swojego życia w sposób tak... pesymistyczny (słowo być może nieodpowiednie, wydaje mi się że istnieje bardziej adekwatne, ale napisałam takie jakie mi pierwsze przyszło do głowy). to trochę śmieszne nawet, tzn. wydaje mi się że nietypowe dla ludzi z problemami (wszelkimi ogólnie "emocjonalnymi" – niech będzie). nietypowe jest to, że ja nie jestem czarnowidzem, nie jestem pesymistką, nie jestem zdecydowanie. przy całej swojej zje*anej konstrukcji psychicznej to naprawdę dziwne, rzadko spotykane, choć to wielki PLUS oczywiście. z drugiej strony to ja odpuszczam sobie to, na czym powinno zależeć mi, czy nawet to, na czym mi wcześniej zależało, przekierowując uwagę... chociaż to że uwagę to jedno (oczywiste to zresztą), ale chodzi mi też chyba o zastępcze cele, tj. odpuszczam sobie to, w czego realizację (osiągnięcie) nie wierzę już i zastępuję to celem innym zbliżonym, który pokrętnymi drogami zaspokoi w pewnym stopniu te same potrzeby. można więc powiedzieć, że w jakimś sensie poddaję się, ale nie odczuwając (?) porażki, przegranej. tak jakby to się działo samo, tzn. jest to na pewno świadome (przecież piszę o tym teraz), ale nie do końca jest to moja świadoma decyzja w danej chwili, w czasie określonym, w tym sensie, że ja nie myślę nagle, że odpuszczam sobie jakiś cel bo nie wierzę już w jego urzeczywistnienie – nie ma tego w mojej świadomości, nie zapisuje się w mojej głowie taka myśl, że "porzucam z przykrością marzenie", że poddaję się, czy że co gorsza przegrałam. to jest inny proces zupełnie, inna droga, jakieś powolne przekształcanie (tak bym to chyba określiła) danego celu w inny, ale zbliżony, pokrewny. dlatego to nie jest też zmiana dosłownie, a przekształcanie właśnie; to nie jest wielki przeskok na coś niepowiązanego, na byle co zastępczego, innego, ale poprawka, edycja celu, retusz jakiś. to jest niby to samo prawie, ale jednak staje się to jakby mniejsze, coś zostaje z danego celu odjęte, by wizja celu osiągnięcia była nadal realistyczna, i/lub bym nie musiała się osiągnięcia danego celu bać (?). prawdopodobnie wcześniejsze wersje okazywały się być zbyt stresujące, zbyt obciążające psychicznie/emocjonalnie, lub z czasem z różnych, najczęściej subiektywnych, powodów osiągnięcie ich stawało się zbyt nierealne, niemożliwe prawie. co nie znaczy, że nie uciekam od tego co możliwe do osiągnięcia. przez lata uciekałam od tego, o czym niby marzyłam. to wszystko nie jest żadnym wielkim odkryciem, ja o tym od zawsze wiem, no ale tak jakoś mi przyszło do głowy, chyba pierwszy raz opisałam to. zmieniając trochę temat, tzn. to jest to samo, bo w tych samych ramach czasowych się mieści – BARDZO DUŻO ZROBIŁAM jednak, więc mam też powody do dumy, radości – wszystko co zamierzałam w tym roku "sprawdzić" sprawdziłam, choć "musiałam" odreagować (wiadomo). wyniki dobre. BARDZO DOBRE. jestem wdzięczna sobie w jakimś stopniu, chociaż w stopniu zdecydowanie większym czemuś nade mną, jak zawsze. jak zawsze też DZIĘKUJĘ. to był ostatni dzień z tych "planowanych złych" więc dobry w jakimś sensie. wszystko jest dobre w jakimś sensie. jestem dobrej myśli. to idę...

poniedziałek, 14 października 2024

jesienne szsz...

no i boję się, jest zbyt ciemno. nie znaczy to oczywiście, że nie spróbuję, bo przecież spróbować muszę. nie znaczy to, że się poddam, lub że odpuszczę sobie starania. niestety to niemożliwe jest. stety. to bez znaczenia. bez znaczenia wszystko. wiem przecież w czym problem i dostrzegam swój błąd. dostrzegam błąd ostatni, jak i tysiące innych – "nibyinnych" podobnych, wcześniejszych. wiem też co zrobić powinnam. 

PROBLEMEM JEST TO, CZEMU NADAŁAŚ ZNACZENIE. 

nie karm tego już, błagam.

tak ogólnie to jest lepiej. trochę lepiej mi.

sobota, 14 września 2024

o.p.k. 3

mówiła też że babcia (nasza) była dla niej jak matka. no to poszła do "mamy" (to samo zresztą pomyślałyśmy – ja z mamą moją – gdy rozmawiałyśmy po pogrzebie).

piątek, 13 września 2024

o.p.k. 2

...i gdyby był to pogrzeb kogoś innego to prawdopodobnie K. by tam stała ze mną. tzn. chodzi mi o to, że głównie na mnie by skupiła swoją uwagę, że wśród tych wszystkich ludzi to właśnie mnie by szukała wzrokiem, to w moją stronę by szła. prawdopodobnie głównie ze mną by rozmawiała, głównie ze mną by spędziła ten czas. oczywiście pomijam w tej chwili jej najbliższą rodzinę, myślę raczej o sympatii do obcych-bliskich, zresztą w tego rodzaju grupowych spotkaniach idzie się zazwyczaj w stronę tychże właśnie, z powodu niezbyt częstego kontaktu, bo przecież z członkami najbliższej rodziny ma się z reguły kontakt na co dzień.

...i byśmy poszły zapalić jak dawniej gdy przyjeżdżałam do cioci będąc nastolatką. chyba właśnie to chciałam wczoraj napisać, że K pozostała w moich wspomnieniach tą właśnie sprzed lat i że (...) sama nie wiem, chyba tyle. 

po prostu z tych wszystkich "obcych bliskich" K była kimś więcej, prawie członkiem rodziny. mówiła chyba kiedyś, że jestem dla niej jak córka i chyba tak mniej więcej traktowała mnie. poza tym miałyśmy też wiele wspólnego z powodu problemów psychicznych, to oczywiste; sporo naszych rozmów dotyczyło tematów typu: odwiedzeni psychiatrzy, zaliczone psychotropy itp ;D 

tak było.

czwartek, 12 września 2024

o.p.k.

z reguły nie chcę ich wszystkich widywać, ale zauważyłam też coś, co chyba też regułą jest – prawie zawsze gdy już do jakichś spotkań dochodzi ja się w tym bardzo dobrze odnajduję. właściwie to powiedzieć mogę nawet, że w praktyce wszelkie takie "imprezy" poprawiają mi humor na jakiś czas. wszyscy ci ludzie – ci, z którymi kontaktu mieć nie chcę, lub w ostateczności, najrzadziej – z reguły cieszą się na mój widok, wszyscy lubią mnie. lubią mnie szczerze, to na pewno, to się czuje przecież. zresztą ja ogólnie jestem lubiana raczej. nie no, nie raczej – na pewno. niewielu ludzi nie lubi mnie. jeśli ktoś mnie kiedykolwiek nie lubił to raczej z powodu odbicia/odwzajemnienia tego co w stosunku do tej osoby wysyłałam ja. nigdy nikt mnie nie znielubił tak po prostu "sam z siebie" a przynajmniej sobie takiej sytuacji nie przypominam, ewentualnie nie wiem o tym, ale to mało prawdopodobne, jw. (sympatie wszelkie i antypatie są raczej łatwo wyczuwalne). 
no ale wracając do tego co dziś: tak więc "ucieszyłam" się widząc tych wszystkich ludzi, znajomych bliższych i dalszych, niektórych znajomych z widzenia jedynie, i nieznajomych zupełnie, to chyba nawet bez większego znaczenia, nie wiem. chociaż ten sentyment do ludzi których głównie z dzieciństwem kojarzę, jak L np. jak ją zobaczyłam to się uśmiechnęłam, na tyle szczerze na ile potrafię, ona na pewno się uśmiechnęła szczerze :) chyba zresztą pierwsza. L. zresztą ma w sobie ten sam urok co zawsze, jest urocza i śliczna pomimo wieku, niezależnie od wieku, pomyślałam sobie że pewnie będę taka na starość, lub że bym była może jeśli dożyję, i jeśli się emocjonalnie ogarnę bardziej, psychicznie. no może. coś miałyśmy wspólnego zawsze. przecież. przecież. zawsze. ja z L. (któż jej nie lubi? nie można chyba) podobnie jak z K. zawsze i przecież. ona w moich oczach, w mojej głowie, we wspomnieniach to nadal (...) no tak, może kiedyś. innym razem. mogłabym poświęcić jej więcej czasu. mogłabym, chociaż innym nie poświęciłam. wystarczy na dzisiaj, na teraz. muszę spać bo jutro. NO.

poniedziałek, 22 lipca 2024

po.i.przed

się zadziało samo, tak po prostu na luzie podeszłam do tego, no może niezupełnie, a prawie. jak na mnie to dużo to prawie, to prawie to prawie że wolność jest. tzn. była. by była. byłaby gdyby nie ten (...) no wiadomo. może nie ten czas. może dlatego też to wszystko tak na luzie, bo to nie ten czas, więc i nie trzeba się starać. nie trzeba udawać, nie trzeba grać, zresztą przed kim bym miała. chciałam już pisać, że możliwe, że to mi pomogło nawet, chociaż to nieprawda, szukam prawdopodobnie czegoś by zapełnić lukę w racjonalizacji jakiejś, albo to nie to, to wyjaśnienie niekoniecznie akurat (...) ale to też bez sensu. chodzi mi o to, że nic poza nie ma znaczenia (dla mnie nie ma), że nic nie ma wpływu tak naprawdę, tzn. wszystko da się wytłumaczyć, znaleźć przyczyny, powody, tylko że to są te luki wypełniane czymś przez umysł, tak po prostu, aby coś tam upchnąć bo czegoś w historyjce brakuje. tak jakby trzeba było. sobie uświadomiłam że nie trzeba, że niekoniecznie należałoby doszukiwać się czegoś więcej, że jakiegoś głębszego sensu i że (...) no NIE, właśnie nie. prawdopodobnie to nic poza zwierzęcymi odruchami, nic więcej. 

jest lepiej, prawie dobrze, być może. no i myślę że nie ma przyczyny, tak samo zresztą jak nie było przyczyny tego źle. źle było bo trwałam w tym "źle" a im dłużej w tym trwałam, tym bardziej to trwanie przygnębiało mnie. nie ma przecież dla mnie nic poza (jak wyżej). 

przez to wszystko, tj. przez TO, a nie wszystko, bo "wszystko" sugeruje jakby było coś jeszcze, jakby na to "wszystko" się wiele rzeczy składało, a prawdopodobnie nie jest to zbyt złożone (tak na marginesie: kurcze Marta, to plus) i nic poza tym co oczywiste na to WSZYSTKO nie składa się. wracając... przez TO się boję, znowu się boję, ale to normalne przecież, tylko że (...) to też nieważne już, w tym sensie nieważne, że nie zmienię przeszłości, czasu nie cofnę już, nie ma więc sensu zadręczanie się myślami o tym co było, można jedynie starać się o (...). jest lepiej więc PORADZĘ SOBIE Z TYM, tj. ze wszystkim, bez wysiłku większego, jeśli (wiadomo). 

tak na marginesie: K. zostawił coś, nie wiem czy nie specjalnie.

bosze... jak ja tęskniłam za tym co za chwilę, już teraz prawie.

wiem dokładnie czego potrzebuję.

się uda.

DZIĘKUJĘ.

niedziela, 14 lipca 2024

właściwie

DROGA

MIEJSCE

LUDZIE jako (do uzupełnienia z czasem)

DOM

PIENIĄDZE 

ZDROWIE 

ŻYCIE 

Moje ŻYCIE 

JA (!)

***

poza tym chcę psa

albo dwa 


sobota, 6 lipca 2024

nie do końca z powodu tego że

mam, może miałam, bo możliwe że to czas przeszły już, spore zahamowania przed pisaniem tu. chyba chodzi o pewnych ludzi, tzn o świadomość tego, że pewne osoby przeczytać to mogą, w związku z czym miałam blokadę przed opisywaniem swoich stanów emocjonalnych, tym bardziej tych, które z pewnymi osobami mogły wiązać się, tj. z pewnymi relacjami, czy... nieważne. zupełnie nieważne, bo to nie to dosłownie, to raczej obawa przed niezrozumieniem, niewłaściwą interpretacją tego o czym piszę, a o to nietrudno przecież. chodzi też o możliwość pomyłki – pomyłki w sensie takim, że jakiś człowiek odbiera osobiście coś, co w najmniejszym nawet stopniu jego nie dotyczy. z wieloma osobami przecież miałam kontakt w ostatnich miesiącach, ale z niewieloma takimi, które by dla mnie w jakikolwiek sposób liczyły się. nie chcę by jakiś ktoś pomyślał, że znaczy więcej niż znaczy. o bosze, jakie to narcystyczne (!) no ale jestem narcyzem i cierpię. popatrzcie na mnie, jak cierpię!!!* pomijając moje narcystyczne cierpienia i wracając do ludzi, o których nie mogłam pisać, albo przez których nie mogłam pisać, nic się nie zmieniło, to osoby które (...) jestem wyjątkowo stała w uczuciach, to jedyna zaleta moja.

zresztą ja chciałam też o rutynie, o schematach zachowań, rytuałach, nie wiem czy tu mogę Vaknina wstawić (?)

*naprawdę cierpię, ale nie potrafię się wczuć. 

czwartek, 2 maja 2024

nic nowego

przez chwilę nawet myślałam, że to może mieć znaczenie, że by mogło być z jakiegoś powodu ważne, wyjątkowe, no ale... to niemożliwe, jak zawsze, jak wszystko. wrócę do utartych ścieżek, schematów, podtruję się, zmęczę, by oczyszczenie jedyną słuszną drogą było, spełnieniem marzeń, celem samym w sobie. nie mam przecież żadnych innych celów, nigdy żadnego innego nie miałam i nigdy żadnego innego nie będzie. zadzwonię do mamy by nie martwiła się, posprzątam mieszkanie, umyję podłogę, meble, szklanki, siebie, na pewno kiedyś gdzieś o tym pisałam już, lata temu, pewnie lat kilkanaście. nie zmieniło się nic i prawdopodobnie nigdy się nie zmieni, od czasu do czasu przypomnę sobie tylko jak beznadziejne jest moje życie, z mojej winy, z mojej woli, że takim je sobie "uczyniłam" i z nudów chyba czynię, z braku jakichkolwiek uczuć, jakichkolwiek prawdziwych, poza szczerym smutkiem niekiedy, czasami, od którego zresztą też się szybko odetnę, nie ma problemu. powinnam być z siebie dumna, z tego jak wypracowane mam schematy radzenia sobie z całą tą beznadzieją, z bezsensem życia tak w ogóle. znam ludzi tkwiących w jakichś schizach, depresjach latami, u mnie stan obniżonego nastroju nie potrwa dłużej niż kilka dni, wiem przecież co zrobić by wrócić do SIEBIE. znajdę sobie z czasem jakąś nową fascynację być może, nawet ten smutek jest wtórny przecież, sobie obniżyłam poziom wszelkich neuroprzekaźników, to się naprawi do max dwóch dni.

sobota, 27 kwietnia 2024

szkoda

łatwiej jest, coraz łatwiej z każdym kolejnym razem, ale w tym przypadku to niekoniecznie plus. zapomniałam jak męczące być może (...) i pomyślałam, że to prawdopodobnie nigdy się nie zmieni, że w różnym czasie w różnym stopniu, ale jednak zawsze męczące będzie. tzn. można poszerzyć strefę komfortu, tylko że to, co strefa ta obejmie właściwie interesujące być przestaje. wydaje się więc, że celem najczęściej jest stres (?), tj. ekscytacja, pobudzenie emocjonalne, tylko że trwać to nie może (nie powinno) zbyt długo, bo... no? no co? no właśnie. /to niekoniecznie myślenie każdego "normalnego" człowieka, ale i nie do ogółu się miało odnosić/

niedziela, 14 kwietnia 2024

mniej więcej tak

(do kogoś pisane pod koniec lutego)

Tak, ale tym razem to nie jest tak jak zawsze – to nie jest przerwa od netu, od ludzi czy coś takiego. Jak zauważyłeś pewnie pousuwałam wszystkie konta, nie ma już fifikse właściwie nigdzie, pomijając może jakieś nieliczne stare posty na forach które jeszcze zostały. Musiałam to zrobić, cały czas ta myśl wracała, że ja muszę ją uśmiercić, tą część tożsamości – mnie jako fifi – że to przeszłość jest i ja ją zostawić muszę by iść dalej, że moje życie naprawdę w jakimś stopniu się zmieniło i... po prostu tak symbolicznie – że ja muszę się od niej odciąć, że zamknąć jakiś etap życia, pozostawić za sobą już. Od dłuższego czasu ta myśl wracała, ale z powodu jakiegoś sentymentu, przywiązania, bo to w końcu 10 lat – byłam fifi przez ponad 10 lat, to była część mnie i pomimo wielu kłamstw gdzieś tam w różnych miejscach wypisywanych przez lata, ja się z tym nickiem utożsamiałam bardzo. No ale to koniec, fifi nie ma już, nie ma większości miejsc w których pisała, a te które są nie są mi bliskie już. Pomyślałam, że w sumie to, co zostało jako fifikse to już tylko miejsca przeze mnie tworzone, nie do końca nawet dla mnie ważne czy potrzebne mi. Miejsca na które wchodzę z powodu obsesji jakichś po prostu i z którymi nie czuję się właściwie jakoś szczególnie związana, jak chociażby konta fifi na Instagramie czy FB – te konta zresztą zamknęłam bez żadnego sentymentu (może trochę niektórych postów na IG szkoda, ale przecież ja te zdjęcia nadal gdzieś mam, nie muszę ich na IG oglądać, nie muszą ich oglądać też inni). Najbardziej szkoda mi było bloga i chyba tylko on w ostatnich tygodniach (?) powstrzymywał mnie przed fifi unicestwieniem :) ale... mimo wszystko w końcu zrobiłam to, usunęłam i bloga (screeny sobie zrobiłam bo to jednak TYYYLEEE LAT, w dodatku to było jednak dość osobiste, bardzo intymne, bardzo moje), ale nie żałuję tego. Ja to zrobić musiałam, ta myśl, potrzeba, wracała, to wręcz obsesja była. 

Tak więc to żaden "kryzys", żadna "ucieczka" czy żadna "przerwa" – ja po prostu nie jestem już fifi. Fifi nie ma i nie wróci już. To takie symboliczne pożegnanie jakiegoś (w sumie długiego) etapu życia, który już za mną chyba jest. Wszystko u mnie ok, to raczej krok naprzód. Musiałam to zrobić i tyle.

A w necie jestem, będę pewnie, ale... może pod innymi nickami (?), w miejscach też mi trudno powiedzieć jakich, zobaczymy. 

(...)

Gdybym teraz zmieniła nr to już praktycznie by tylko ode mnie zależało do kogo się odezwę i komu ten nr dam i czy w ogóle – wszystkie konta fifi pousuwałam więc poza telefonem większość ludzi nie ma już do mnie żadnego innego kontaktu. W necie mnie nie znajdą wszyscy "starzy" znajomi bo pod nickiem fifi mnie już nie ma, a jeśli założę jakieś nowe konta to pod innymi nickami. Mogłabym więc dla wielu ludzi zniknąć tak, że już nie mieliby możliwości znalezienia mnie.
No zobaczę jeszcze... ale też mnie to kusi, taka możliwość :)

*****

no dobra, minęły dwa miesiące (niecałe), dokładnie 18 lutego usunęłam wszystkie konta fifikse. przedwczoraj, 12 kwietnia pousuwałam wszystkie inne chwilowe wirtualne wcielenia moje, te, które przez te niecałe dwa miesiące powstały i wróciłam do fifi, jednak wróciłam. pomyślałam sobie, że to bez sensu przecież, bez sensu zupełnie, że pozbyłam się tego, co tworzyłam przez lata, tylko po to by pod jakąś inną nazwą to samo na nowo tworzyć. zresztą ja naprawdę miałam poczucie, że to nie jestem ja, że straciłam jakąś część siebie, że nigdy i nigdzie nie byłam tak szczera/prawdziwa jak fifi niekiedy, czasami, chociażby tu, i że mi strasznie czegoś brakuje – czegoś, czego tak szybko nie zbudowałabym jako ktoś gdzieś od nowa.

szczerze mówiąc to w jakimś stopniu brakowało mi też pewnych kontaktów, ludzi. ja mam ten problem, chociaż w sumie nie wiem czy to problem (to akurat chyba moją zaletą jest, zaletą by mogło być gdybym sobie inne sprawy w głowie poukładała), że w niewielkim stopniu do ludzi się przywiązuję i że trwa to bardzo długo, pisałam o tym wcześniej i tu – ja potrzebuję naprawdę bardzo dużo czasu, to jest zazwyczaj czas liczony w latach, bym mogła powiedzieć że ktoś w ogóle jakoś emocjonalnie w mojej głowie zapisał się, albo, jeśli dzieje się to szybciej, to ten ktoś musi być w moich oczach kimś naprawdę wyjątkowym, to są jednostki nieliczne, ludzie których spotykam może raz na kilka lat i ja tych wszystkich (no może nie wszystkich, ale większość) ludzi jako fifikse poznałam. 

przez ten czas gdy sobie pisałam w różnych miejscach (na FB) pod jakimiś innymi nickami, poznałam prawdopodobnie kilkadziesiąt osób, ale co z tego, skoro nikogo kto by dla mnie kimś ważnym się stał. co więcej, ja przez ten czas (chwilowej klinicznej śmierci fifi) rozmawiałam chyba z kilkunastoma (nowymi, obcymi) osobami, bo ot tak sobie dawałam numer każdemu kto się pytał, kto chciał, chyba wręcz oczekując, mając nadzieję, że poznam kogoś fajnego, czekając aż ktoś "się trafi" ... no ale niestety, u mnie ktoś taki się nie "trafia" co tydzień, co miesiąc, co dwa, ja potrzebuję ludzi bardzo specyficznych, o określonych cechach, wyjątkowych. rozmawiałam z tymi ludźmi, z tymi obojętnymi mi, z tymi którzy cech przeze mnie cenionych nie mają, a po kilku dniach przeglądajac historię połączeń nie miałam pojęcia kto jest kim, dosłownie się musiałam zastanawiać: co to za Jacek, co za Paweł, czy inny nie wiadomo kto, bo jeśli chodzi o imiona to też prawie żadnego nie zapamiętałam. 

nie jestem pewna do jakich kontaktów wrócę, mówię już teraz o kontaktach fifi, o tych dla mnie ważnych kiedyś, przez jakiś czas. to kilka osób w sumie, ale jednak. nie do każdego wracać mogę, nie do każdego powinnam, tak w ogóle to mam też zahamowania by po czasie do ludzi odzywać się, tłumaczyć się. boję się, wstydzę, nie wspominając już o tym że ja ogólnie uważam że bliższy kontakt ze mną każdemu bardziej szkodzi z czasem niż cokolwiek pozytywnego daje, przecież ze mną jest coś nie tak, nawet bardzo "nie tak" no ale... kurcze, potrzebuję ludzi w jakimś sensie "bliskich" mi, tych dla mnie ważnych, wyjątkowych, każdy potrzebuje, a mi wyjątkowo trudno jest takich znaleźć. dobra, pomijając na razie. właściwie to cokolwiek zrobię, nie zrobię, to jako fifi, ja nią jestem, być muszę, ja chcę być nią. 

tak w ogóle to najbardziej zależało mi na tym by odzyskać bloga, konta na FB czy IG mogę założyć nowe (co zresztą zrobiłam już), tam nie było w sumie niczego czego by nie można było umieścić drugi raz, chyba że jakieś prywatne rozmowy, komentarze, no ale trudno, mimo wszystko to strata niewielka w porównaniu do tego, co straciłabym gdyby nie udało się przywrócić tego co tu. prawdopodobnie nigdy i nigdzie czegoś tak osobistego, tak intymnego, w innym miejscu, od nowa nie stworzyłabym już. 

jeszcze dodać coś chciałam: ja mam świadomość tego, że to co najważniejsze nie zostało powiedziane, opisane tu, główne powody, motywacje, ale są one dla mnie jasne, tylko że... co nie znaczy oczywiście, że to, co zostało opisane bez znaczenia jest, ale że pewnie by można było to rozwinąć, dokładnie wyjaśnić skąd się co wzięło: dana emocja, myśl, potrzeba, działanie. no właśnie: tylko że :) nie, nie trzeba, spoko, wszystko jasne jest.

dzięki Bogu udało się i mogę nadal pisać jako fifi tu, kontynuując, naprawdę dziękuję.

piątek, 12 kwietnia 2024

jak i wcześniej tak i dziś

MUSIAŁAM

nie ma nikogo innego 

nie chcę niczego innego 

to był błąd, niczym i nikim innym już

przepraszam Martuś (patrz! :))

wróciłam