...że w danej chwili akurat tego nie chcę, że "nie chce mi się" bo tak jest najczęściej, co być może znaczy, że motywacja jest słaba. no nie jest zbyt silna niestety. zapamiętałam to "puk puk" przede wszystkim, ale nie pamiętam już emocji które we mnie wywołało. mimo wszystko jestem prawie pewna, że gdyby wrócił, gdyby nagle pojawił się, to poczułabym coś znowu, wydaje mi się że dość duże coś nawet, tylko nie wiem na ile trwałe już, na ile głębsze niż chwilowy sentyment, lub coś podobnego, zbliżonego. nikt mi nigdy bardziej nie pomógł. nikomu zresztą nie pozwoliłabym i zastanawiam się nawet czasami dlaczego wtedy pozwoliłam, lub jak to się stało że pozwoliłam, albo dlaczego się bez pozwolenia stało. nie ma wytłumaczenia innego, poza młodym wiekiem, nie w pełni jeszcze ukształtowaną osobowością. szkoda że wtedy nie został na dłużej, że nie został na zawsze, że nie zabrał mnie ze sobą tam gdzieś. ja nie tęsknię za nim jako człowiekiem, czy jako mężczyzną tym bardziej, tęsknię raczej za tym co mi dawał. wydaje mi się, że tak naprawdę tęsknię za jakąś wersją siebie, tą utraconą, idealną wersją jaką mogłabym się stać gdybym jeszcze trochę dostała. nie, nie trochę – dużo. musiałabym dostać dużo. poza tym brakowało mi ojca, ja wiem, tęskniłam za wyidealizowanym archetypem ojca, w który wtedy R. bardzo mocno wpasował się. mimo wszystko są ludzie za którymi tęsknię bardziej, chyba, o ile za kimkolwiek tęsknię w ogóle; są też ludzie mi bliżsi, wydaje mi się, tzn. byli, by byli gdyby... a R. był narcyzem przecież (ha!), no i dzisiaj, gdyby pojawił się, prawdopodobnie znienawidziłabym go tak bardzo jak lata temu "kochałam". martwi bogowie. martwi bogowie. nie mam nikogo bliskiego, auć!
https://www.youtube.com/watch?v=ZsuUHbjXA7Q
OdpowiedzUsuńHeh, no jakoś tak właśnie... ;)
Usuń