czwartek, 11 września 2025

tu czai się

...strach.

strach prowadzi mnie do progu, nie ma murów, które by obroniły mnie przed tą kaskadą lęku, co skręca się niczym żmija atakująca bez ostrzeżenia, z gardłem pełnym jadu pokusy. kto to jest, chcący mnie dotknąć? chcący mnie objąć? mówiący o spokoju? mówiący o bezpieczeństwie? o bliskości? miłości? tak, brakuje mi poczucia bezpieczeństwa, bliskości i miłości, tylko, że samotność smakuje mi bardziej, jak wino z chorym zapachem, i odruchowo wracam do (...) a zresztą to jakieś mizerne spektrum, które sprawia, że czuję się całkiem żywa. wystarczająco (?!) żywa. hej, no nie kłam już.

//"kocham" te same osoby od lat. nie wiem na ile to prawdziwe i co to dokładnie znaczy. można kochać kilka osób jednocześnie i każdego właściwie tak samo? tzn. są jakieś tam różnice na pewno, chociażby przez sam fakt, że to różni ludzie, ale to chyba jedyna różnica właśnie – różnica w odbiorze poszczególnych osób, poszczególnych relacji, ale w samym stosunku emocjonalnym niekoniecznie już.

rozmawiałam z (...) w sumie o trzech osobach. tęsknię za dwiema z nich, tym bardziej gdy pojawiła się trzecia. pierwsza, znaczy się – on przecież pierwszy był. śmieszne, że odkąd jest, tym bardziej tęsknię za innymi. myślałam o tym by odezwać się do kogoś, i nawet miałam taki zamiar, prawie plan. no tak, chyba plan, właściwie mam nadal. stało się coś, co wzmocniło we mnie poczucie, że mogę. zielone światełko zapaliło się gdzieś. zresztą powinnam, ja wiem. nawet nie chcąc czegokolwiek, niczego, powinnam chyba. 

za to do drugiej z tych osób nie powinnam, niestety.

zauważyłam, że ludzie nie patrzą w moje oczy, chyba boją się spojrzeć na dowód, że bez względu na wszystko, ja będę ich mordercą. mordercą jestem przecież i nie odczuwam ani wstydu, ani litości, a każde zdanie, które wygłaszam, brzmi jak krew przelana na ziemię. przerażająca prawda, że jestem śmiercią – cichą latarnią, która prowadzi do dołu pełnego ciemności. ciemność, nicość, nicość i ciemność. jakże się cieszę tym widowiskiem, tą bezwzględną grą, w którą wszyscy zostali wciągnięci, ale mało kto rozumie zasady.

może gdzieś w tym piekielnym zamęcie, w tej absurdalnej spirali, odnajduję tragiczne piękno bycia, potykając się o marzenia, które nigdy nie miały prawa zaistnieć. nie no, zaistniały... znaczy miały prawo. masz prawo do życia. może nie wiesz? wiesz?

ps. to są metafory, gdyby ktoś chciał mnie zamknąć za morderstwa ;) nigdy nikogo nie zabiję, każdy sobie sam z tym świetnie poradzi. twoje życie w twoich rękach, albo czyń wolę swą, i takie tam, wiadomo.

********

jednak wytrzymałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz