uznałam że za wcześnie, jak zawsze, bo zawsze za wcześnie było, ale to bez znaczenia bo i zawsze za wcześnie będzie. no i pomyślałam że musi być miejsce przecież, w którym czułabym się bezpiecznie, że nie mogę tak uciekać w nieskończoność, że przecież nie ucieknę przed sobą.
pomijając ludzi dla mnie "ważnych", tych od których uciec mogę, są mniej ważni, od których nie mogę. śmieszne, że odreagowałam to, co stać się ma, co prawdopodobnie się stanie, a nie to, co się dzieje, bo przecież nie dzieje się nic. no nic się nie działo. ogólnie czuję się zmuszona do interakcji z rodziną. nawet nie że teraz, ale że święta za chwilę, i że A. przyjechała, że wypadałoby przecież nie być chorą choć raz.
przytłaczają mnie pewne rzeczy, ludzie, sytuacje. nie czuję się zbyt zdrowa, ja muszę uciec czasami. uważam że jestem niebezpieczna głównie dla siebie, dla innych przy okazji jedynie. trzeba się naprawić, wypadałoby. tylko że nie ma człowieka przy którym mogłabym czuć się bezpiecznie, niekiedy nawet miejsca nie ma. nic nie ma. nic nie czuję w tej chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz