KRYZYS.
nie chcę już, to nic nie daje. to dobrze że nie chcę, nie potrzebuję. z przyzwyczajenia poszłam do (...) tylko zaglądnęłam, zerknęłam, szukając wzrokiem tego czego nie chcę, czegokolwiek z... tak było wczoraj, tak było dzisiaj, i to samo uczucie: czegoś w rodzaju rezygnacji – że odpuszczam to sobie, a odpuszczam dlatego że na tyle mi źle, że nie widzę szans na to, aby TO miało cokolwiek naprawić. w cudzysłowie oczywiście "naprawić", bo że nie naprawia to niczego i że nigdy nie naprawiało, to jasne przecież od zawsze, ale że dawało jakiś rodzaj ulgi, wytchnienia, odpoczynku i resetu przede wszystkim, to inna sprawa. nowa-stara nadzieja, nowe-stare plany, nowe życie, które będzie kiedyś tam, do którego dojdziesz, jeśli dojdziesz, etc. no i nie ma tego już. nieważne stało się to, że pozwoliłam sobie na to, na co powinnam za dni ileś tam dopiero, nieważne że zbyt wcześnie, bo wszystko co w danej chwili pomaga, a szkodzi w stopniu mniejszym niź TO co szkodzi mi najbardziej, jest lepszym wyborem, zdecydowanie mniejszym złem, jak już kiedyś pisałam, od ZŁA (mojego) GŁÓWNEGO, zawsze więc powinno pierwszym wyborem być. jeszcze niedawno, tj. zazwyczaj, prawie zawsze, odreagowałabym to na co pozwoliłam sobie, nie pozwoliłabym sobie uznać że pozwalam, przejść nad tym do porządku dziennego, zaakceptować jako część "słusznej" drogi. musiałabym wrócić do ustawień fabrycznych ;D reset konieczny by był. nie czuję tego kompletnie, zbyt wiele straciłam, za bardzo się boję. nie ma sensu, naprawdę nie dostrzegam w tym sensu, możliwości samopomocy tym sposobem akurat. straciłam coś. coś. właściwie teraz czuję się bardzo dziwnie, to jest mieszanka wyjątkowo – jak na mnie wyjątkowo – DEPRESYJNEGO poczucia rezygnacji, poddania się, odpuszczenia i braku jakichkolwiek perspektyw, nadziei (?) że coś może mi pomóc, (tzn. pomóc w danej chwili, w formie odreagowania, poprawy stanu na już, teraz), a z drugiej strony to TO WŁAŚNIE daje mi jakieś nieokreślone poczucie... chyba zbliżone do wolności, bo odpuściłam sobie, o Boże, odpuściłam sobie!!! jest mi tak źle, że pozwoliłam sobie wyjść z więzienia własnych schematów, porzuciłam je, bo nie potrafiłam znaleźć żadnych plusów zastosowania tych samych mechanizmów, nie spodziewam się że zadziałają, a wręcz całą sobą czuję jak bardzo mi zagrażają, że mogą zabić mnie. nie jest to żadne wielkie odkrycie, niby mam świadomość tego od zawsze, ale z biegiem czasu coraz bardziej to czuję. w gruncie rzeczy z tego konkretnego stanu //kryzysu// depresji, beznadziei, zrodziła się jakaś dziwna forma NADZIEI właśnie. NOWEJ NADZIEI.
nie pierwszy raz doświadczam czegoś takiego, ale nie zdarzało się to też zbyt często – dwa lata temu ostatnio (kwiecień 2023).