...że w danej chwili akurat tego nie chcę, że "nie chce mi się" bo tak jest najczęściej, co być może znaczy, że motywacja jest słaba. no nie jest zbyt silna niestety. zapamiętałam to "puk puk" przede wszystkim, ale nie pamiętam już emocji które we mnie wywołało. mimo wszystko jestem prawie pewna, że gdyby wrócił, gdyby nagle pojawił się, to poczułabym coś znowu, wydaje mi się że dość duże coś nawet, tylko nie wiem na ile trwałe już, na ile głębsze niż chwilowy sentyment, lub coś podobnego, zbliżonego. nikt mi nigdy bardziej nie pomógł. nikomu zresztą nie pozwoliłabym i zastanawiam się nawet czasami dlaczego wtedy pozwoliłam, lub jak to się stało że pozwoliłam, albo dlaczego się bez pozwolenia stało. nie ma wytłumaczenia innego, poza młodym wiekiem, nie w pełni jeszcze ukształtowaną osobowością. szkoda że wtedy nie został na dłużej, że nie został na zawsze, że nie zabrał mnie ze sobą tam gdzieś. ja nie tęsknię za nim jako człowiekiem, czy jako mężczyzną tym bardziej, tęsknię raczej za tym co mi dawał. wydaje mi się, że tak naprawdę tęsknię za jakąś wersją siebie, tą utraconą, idealną wersją jaką mogłabym się stać gdybym jeszcze trochę dostała. nie, nie trochę – dużo. musiałabym dostać dużo. poza tym brakowało mi ojca, ja wiem, tęskniłam za wyidealizowanym archetypem ojca, w który wtedy R. bardzo mocno wpasował się. mimo wszystko są ludzie za którymi tęsknię bardziej, chyba, o ile za kimkolwiek tęsknię w ogóle; są też ludzie mi bliżsi, wydaje mi się, tzn. byli, by byli gdyby... a R. był narcyzem przecież (ha!), no i dzisiaj, gdyby pojawił się, prawdopodobnie znienawidziłabym go tak bardzo jak lata temu "kochałam". martwi bogowie. martwi bogowie. nie mam nikogo bliskiego, auć!
fifikse m. na.znaczenie
środa, 20 listopada 2024
poniedziałek, 18 listopada 2024
wafelek
się przedłużyło o jeden dzień, tzn. tym razem o dzień, bo ogólnie o lata – się przedłużyło na lata. // nie wiem jaki tytuł dać, stąd ten wafelek ;D
niedziela, 17 listopada 2024
siebie i sobie
WIDZĘ!
wiem za czym tęsknię i czego mi brakuje i jest to do urzeczywistnienia jeszcze w tym roku, o ile się postarasz, o ile postaram się.
tak niewielu ludzi zaspokaja moje potrzeby... żadne głębsze, nie, nie te, a te najbardziej płytkie, choć może jedne z podstawowych moich. może chodzi też o prawdopodobieństwo zaspokojenia, pisałam o tym ostatnio i tu, o odpuszczaniu sobie tego, czego osiągnięcie wydaje się zbyt trudne, mało prawdopodobne, a te wyższe, głębsze potrzeby takimi są właśnie – zbyt trudnymi do zaspokojenia. podobno to nawet zdrowe jest: wyzbycie się nierealnych celów i pragnień. niespełnienie równoznaczne jest przecież z niezaspokojeniem, a poczucie niezaspokojenia z cierpieniem. dobrze więc jest mieć marzenia, które z dużym prawdopodobieństwem da się spełnić, zrealizować, osiągnąć cel. to u mnie dość naturalny proces, przechodzenie z celu niezbyt realistycznego w realistyczny jak najbardziej, to przekształcanie o którym pisałam to forma obrony na pewno. jakkolwiek by na to nie patrzeć jest to plus. najprościej: plusem jest to, co działa. w przeciwieństwie do wielu ludzi z problemami osobowościowymi ja nie wpadam w poważne stany depresyjne, nie wyobrażam sobie nawet bym mogła w stanie obniżonego nastroju funkcjonować dłużej, pewne moje mechanizmy obronne włączają się z automatu wręcz dużo wcześniej, tj. PRZED świadomym doświadczeniem pewnych stanów emocjonalnych, tych najbardziej niekomfortowych oczywiście. są to mechanizmy mniej lub bardziej zdrowe, lub może lepiej "mniej lub bardziej niezdrowe", mimo wszystko skuteczne.
jakie to przykre, ja wiem, że nie pozwalam sobie poczuć (...) czasami tylko chwilowo, dosłownie przez chwilę czuję i ulotne to tak bardzo, że prawie niemożliwe do uchwycenia, do przypomnienia sobie chwilę po. smutne jest to, że nigdy nikt mnie nie zrozumie, nigdy na to nie pozwolę i nigdy się do nikogo nie zbliżę, nigdy nie otworzę się na... i nie, teraz też nie czuję. to tylko opis, bezemocjonalny zupełnie. nastawienie mam dobre, na czymś innym skupiona jestem, coś innego przecież moim celem jest.
chyba nikogo szczerze nie lubię, wszyscy są jedynie potencjalnymi zaspokajaczami najpłytszych moich potrzeb, których też zresztą w większości zaspokoić nie potrafią. wszyscy dążą do czegoś zupełnie innego niż ja.
niedziela, 10 listopada 2024
niedziela, 3 listopada 2024
przedczas
właściwie to wiedziałam że się nie uda. trudno mi odnaleźć się w sytuacjach na które nie mam wpływu, nieplanowanych, niechcianych, a że sposoby na ucieczkę, odcięcie się, przerwę, mam wyuczone, niezmienne, stałe, to jasne było, łatwe do przewidzenia, co zrobię, w jaki sposób uspokoję się. tak w ogóle to pomyślałam sobie teraz: to jest horror, Marta, wiesz? są gorsze na pewno, o wiele straszniejsze, sama zresztą zawsze uciekałam od postrzegania swojego życia w sposób tak... pesymistyczny (słowo być może nieodpowiednie, wydaje mi się że istnieje bardziej adekwatne, ale napisałam takie jakie mi pierwsze przyszło do głowy). to trochę śmieszne nawet, tzn. wydaje mi się że nietypowe dla ludzi z problemami (wszelkimi ogólnie "emocjonalnymi" – niech będzie). nietypowe jest to, że ja nie jestem czarnowidzem, nie jestem pesymistką, nie jestem zdecydowanie. przy całej swojej zje*anej konstrukcji psychicznej to naprawdę dziwne, rzadko spotykane, choć to wielki PLUS oczywiście. z drugiej strony to ja odpuszczam sobie to, na czym powinno zależeć mi, czy nawet to, na czym mi wcześniej zależało, przekierowując uwagę... chociaż to że uwagę to jedno (oczywiste to zresztą), ale chodzi mi też chyba o zastępcze cele, tj. odpuszczam sobie to, w czego realizację (osiągnięcie) nie wierzę już i zastępuję to celem innym zbliżonym, który pokrętnymi drogami zaspokoi w pewnym stopniu te same potrzeby. można więc powiedzieć, że w jakimś sensie poddaję się, ale nie odczuwając (?) porażki, przegranej. tak jakby to się działo samo, tzn. jest to na pewno świadome (przecież piszę o tym teraz), ale nie do końca jest to moja świadoma decyzja w danej chwili, w czasie określonym, w tym sensie, że ja nie myślę nagle, że odpuszczam sobie jakiś cel bo nie wierzę już w jego urzeczywistnienie – nie ma tego w mojej świadomości, nie zapisuje się w mojej głowie taka myśl, że "porzucam z przykrością marzenie", że poddaję się, czy że co gorsza przegrałam. to jest inny proces zupełnie, inna droga, jakieś powolne przekształcanie (tak bym to chyba określiła) danego celu w inny, ale zbliżony, pokrewny. dlatego to nie jest też zmiana dosłownie, a przekształcanie właśnie; to nie jest wielki przeskok na coś niepowiązanego, na byle co zastępczego, innego, ale poprawka, edycja celu, retusz jakiś. to jest niby to samo prawie, ale jednak staje się to jakby mniejsze, coś zostaje z danego celu odjęte, by wizja celu osiągnięcia była nadal realistyczna, i/lub bym nie musiała się osiągnięcia danego celu bać (?). prawdopodobnie wcześniejsze wersje okazywały się być zbyt stresujące, zbyt obciążające psychicznie/emocjonalnie, lub z czasem z różnych, najczęściej subiektywnych, powodów osiągnięcie ich stawało się zbyt nierealne, niemożliwe prawie. co nie znaczy, że nie uciekam od tego co możliwe do osiągnięcia. przez lata uciekałam od tego, o czym niby marzyłam. to wszystko nie jest żadnym wielkim odkryciem, ja o tym od zawsze wiem, no ale tak jakoś mi przyszło do głowy, chyba pierwszy raz opisałam to. zmieniając trochę temat, tzn. to jest to samo, bo w tych samych ramach czasowych się mieści – BARDZO DUŻO ZROBIŁAM jednak, więc mam też powody do dumy, radości – wszystko co zamierzałam w tym roku "sprawdzić" sprawdziłam, choć "musiałam" odreagować (wiadomo). wyniki dobre. BARDZO DOBRE. jestem wdzięczna sobie w jakimś stopniu, chociaż w stopniu zdecydowanie większym czemuś nade mną, jak zawsze. jak zawsze też DZIĘKUJĘ. to był ostatni dzień z tych "planowanych złych" więc dobry w jakimś sensie. wszystko jest dobre w jakimś sensie. jestem dobrej myśli. to idę...
poniedziałek, 14 października 2024
jesienne szsz...
no i boję się, jest zbyt ciemno. nie znaczy to oczywiście, że nie spróbuję, bo przecież spróbować muszę. nie znaczy to, że się poddam, lub że odpuszczę sobie starania. niestety to niemożliwe jest. stety. to bez znaczenia. bez znaczenia wszystko. wiem przecież w czym problem i dostrzegam swój błąd. dostrzegam błąd ostatni, jak i tysiące innych – "nibyinnych" podobnych, wcześniejszych. wiem też co zrobić powinnam.
PROBLEMEM JEST TO, CZEMU NADAŁAŚ ZNACZENIE.
nie karm tego już, błagam.
tak ogólnie to jest lepiej. trochę lepiej mi.
sobota, 14 września 2024
o.p.k. 3
mówiła też że babcia (nasza) była dla niej jak matka. no to poszła do "mamy" (to samo zresztą pomyślałyśmy – ja z mamą moją – gdy rozmawiałyśmy po pogrzebie).