wtorek, 29 lipca 2025

za.słony

...i znowu stoję na skraju, tam gdzie ulica zapada się w błoto. nie to błoto, co wczoraj, nie to, co w snach, ale takie, które lepi się do palców, do myśli, do obrazu tego czym chciałam być, a nie byłam. byłam. albo jestem, lub (...) błoto puchnie jak żywe, jak oddech starego domu, jak klatka i schody, które pamiętają kroki moje zanim je zrobiłam. dom, który szepcze: choć i popatrz, Martuś, wróć! a ja stoję tu gdzie stoję, bo gdzie indziej (?) gdzie mam, qrwa, stać?! więc idę, nie idę, droga jest, ale jakby nie moja, jakby wybrana przez kogoś, kto znał mnie lepiej niż ja samą siebie znam. cegiełki, kamyczki, wszystko się rozpada, a ja układam, i na nowo układam, jakbym mogła poskładać siebie z tych kawałków, jak z potłuczonego lustra, co odbija nie mnie, tylko cień, który mówi: jesteś, jesteś, JESTEŚ! i po co to wszystko, jak ten krzyż, co go dźwigam – tak, ten wybrany, ten ukochany, ale czy mój? czy naprawdę mój? no qrwa, mój! – tak myślę, tak też mówię. tak bardzo mój, jakby ktoś mi go wcisnął w ręce, zanim zapytał czy chcę.

…a w oknie, tam, na końcu ulicy, gdzie czas się zwija i wraca do początku – jakiegoś praPOCZĄTKU, początku nieokreślonego, stoi ON. nie Bóg, nie Szatan, nie JEGO twarz, którą kiedyś bałam się zobaczyć, tylko coś, co patrzy i wie. wie, że kłamię, że udaję, i że piszę.

…i ten zapach, coś jak cola, jak kurz, papierosowy dym. zapach, który unosi się z podłogi pamiętającej każdy mój upadek, i z lustra pamiętającego każdy mój krzyk. te same ściany, okienne szyby, choć one może już inne, lecz kształt okien ten sam. kurz chyba tańczy, wraz z tym zapachem, może coli, może kawy, papierosowego dymu.

dialog, jakiś dialog. z kim? ze sobą? z NIM? z tym, co patrzy z okna? może z lustra? chyba mówi: zaufaj mi, proszę. – (nie) potrafię – odpowiadam. – no chodź, to tylko droga, to tylko być. i śmieje się, qrwa, śmieje, albo ja się śmieję, bo może ja, może on, a może śmiejemy się razem, bo to takie proste, takie głupie, takie prawdziwe. nie wiem, nie wiem, nadal nie wiem, ale idę, bo droga jest, bo musi być, bo inaczej to wszystko, ten kurz, ten krzyż, te kawałki lustra – to wszystko na nic.

może to koniec

albo nie ma końca

jest tylko błoto i kurz

********

(przeszłość odzywa się, ludzie wracają)

wtorek, 22 lipca 2025

i po co

jak często zaczynam od nic. nic się nie zaczęło. nic się nie zmieniło. próby były. próby są. próby będą. wiadomo. wiadomo. ależ wiadomo. to tylko tak, żeby nie zwariować – kompletnie. "zwariować kompletnie" co to w ogóle znaczy (?) głupi tekst.

udawanie

że coś się jeszcze...

no

bo przecież trzeba

mieć jakiś cel

czuć jakiś sens 

i coś tam i jeszcze coś

jakieś dziwne uczucie kilka razy pojawiło się ostatnio, się stało, że w dziwnym stanie dziwne uczucie, coś na granicy przeczucia, jasnowidzenia nawet. nie do opisania słowami, jak to zazwyczaj bywa w przypadku tego co opisywać warto.

lub nie.

...i może jest coś więcej, o Boże.

później mijają godziny, i jeszcze godziny, i godziny kolejne, i człowiek nadal żyje, nadal z tym samym lękiem, tymi samymi błędami, od lat dźwiganymi niczym krzyż jakiś, nie jakiś właściwie, a swój osobisty, indywidualny, niepowtarzalny, wybrany, ukochany...

nie przez przypadek, albo przypadek właśnie, przez ten system biologiczny, co działa sam, tak po prostu, niezależnie od woli i (tylko że z tym też się nie zgadzam do końca, jak ze wszystkim innym, i ze wszystkim się zgadzam po części).

świadomość to błąd konstrukcyjny być może, albo nie że błąd, a przypadek.

********

tęsknię za (...) choć pewnie trochę inaczej niż inni tęsknią (za kimkolwiek i czymkolwiek). zawsze miałam wrażenie, że nie rozumiem tego słowa, albo nawet nie że nie rozumiem w sensie czysto pojęciowym, intelektualnym, ale że – no właśnie – nie czuję tego w ten sposób, w jaki rozumiem że inni czują. ja nie odczuwam tęsknoty, odczuwam tylko brak

********

nie wiem gdzie miałam dojść, nie wiem po co

i kto to wymyślił, albo... no nie, to ja wymyśliłam, ja dążyłam, i chyba nawet wiem gdzie, może też wiedziałam po co, bo kiedyś chyba wiedziałam, a później z czasem zapomniałam i z przyzwyczajenia, z wyuczonych, głęboko zakorzenionych schematów, dążyłam dalej do (...) i uznałam może, że gdzieś się dochodzi, że istnieją takie "dojścia" :) zwycięskie, dające szczęście niewyobrażalne, z samego takiego "że jestem tu" (nie kwestionuję że można, choć to sarkastyczne trochę, ja wiem, ale szanuję akurat wyjątkowo pewnych ludzi, lub pewne postawy, bo nie samych ludzi, a ludzkie postawy, tylko że nie rozwinę w tej chwili i nie znajdę odpowiednich słów, zresztą nie o tym chciałam). 

nikt nie mówi że nie można

ani że można po prostu nie