od czasu do czasu, czasami, niezbyt często właściwie, a przecież gdyby tak się zastanowić, gdyby żyć w ciągłej świadomości czyli ciągłym poczuciu zagrożenia.. no właśnie. nielogiczne to. choć w sumie nie wiem co ma do tego logika. to jest, lub raczej by było, po prostu niezdrowe. nieustanna świadomość zagrożenia byłaby bardziej zagrażająca od samego zagrożenia - tak czy siak do śmierci zmierzasz od (...)
ale...
boli mnie to
czasami
przeraża
od czasu do czasu
głównie smuci (chyba)
PRZEPRASZAM CIĘ
Szkoda ...
OdpowiedzUsuńtam nie było nic, tzn. nie było niczego ważnego, niczego nowego, czy tam czegoś o czym wcześniej bym nie pisała. po prostu uznałam że nie powinnam, tym bardziej że tak naprawdę zmieniło się niewiele, w gruncie rzeczy nic, a ja nigdy nie będę chciała od Ciebie tego czego Ty byś ode mnie chciał. bardzo Cię lubiłam i chcąc nie chcąc - z podkreśleniem "nie chcąc", ale jednak, bo niezależnie to trochę od mojej woli się stało - byłeś dla mnie kimś... w jakimś sensie WAŻNYM, kimś BLISKIM. po prostu.
OdpowiedzUsuń(ale nigdy tego nie chciałam)
W końcu żyjemy na archipelagach...
OdpowiedzUsuńjak rozumiem to z wiersza
Usuńto metafora jakaś
właściwie to nie rozumiem
ale to bez znaczenia
Każdy na własnej wyspie otoczonej wielką wodą.
OdpowiedzUsuńA te słowa-racja: cóż mogą? - są bez znaczenia.
właśnie sobie uświadomiłam co się ze mną dzieje gdy mam w stosunku do kogoś jakieś takie pozytywne emocje, pozytywne nastawienie - nie wiem czy dobrze to określiłam, jakoś tak dziwnie chyba, ale niech będzie; w sumie nic w tym pozytywnego jak dla mnie raczej męczące to, poza tym nie tymi słowami chyba, ale innych nie znajduję w tej chwili. nie lubię lubić ludzi. męczy mnie to, boli, kompletnie rozstraja. nie wiem po co o tym tutaj piszę. nie potrafię, nie chcę, a piszę. jakoś się tak czuję ... e tam
OdpowiedzUsuńJa mam odwrotnie - nie lubię gdy ktoś mnie lubi, bo to powoduje jakieś oczekiwania, jakieś zobowiązania, ta relacja próbuje mi narzucić jakiś wizerunek(?). Ale nie w tym wypadku, bo wszystko co pisałem było autentycznie moje.
OdpowiedzUsuńno tak, to też trochę. tzn sama nie wiem ... u mnie to trochę tak, że nie lubię lubić, no ale z drugiej strony trudno bym lubiła kogoś kto nie lubi mnie - więc po części to też to: boję się oczekiwań innych bo wiem, że nie jestem w stanie (nie chcę?) zbyt wiele dać, że w jakimś stopniu i w jakimś sensie zranię każdego kto się do mnie zbliży ... w sumie w całym tym "lubieniu" męczą mnie przede wszystkim wyrzuty sumienia (chyba).
Usuń(wiem, że pisałeś szczerze)
pomijając to co oczywiste dla schizoidów przecież - ogólnie męczy mnie kontakt z ludźmi, a im bliższy tym bardziej mnie męczy, i im bardziej kogoś lubię tym bardziej czuję się do tego kontaktu "zmuszona" - chociażby przez to, że LUBIĘ. z tego powodu lubić nie lubię :)
UsuńMój świat, w którym kiedyś chciałem żyć, powoli umiera i niedługo nie będzie do czego wracać.
OdpowiedzUsuńpewnie mało to pocieszające, ale MÓJ TEŻ UMIERA, od lat tak sobie "umiera" - MÓJ ŚWIAT... zapewne nie jest tym czym kiedyś był; im starsza jestem tym mniej barw, nawet w marzeniach, widzę.
UsuńNie ten wewnętrzny, ten się rozpadł dawno temu. Ten zewnetrzny, czy bardziej zewnętrzno-wewnętrzny (jakkolwiek to brzmi)... czy - to, co mnie z tym światem zewnętrznym łączyło, albo to co w tym wewnętrznym trzymało mnie na powierzchni.
OdpowiedzUsuńMarzeń w sumie nie mam, dawno temu w dzieciństwie był taki dokładny moment, że wszystkie się rozleciały, choć nie prawdą byłoby mówić, że wszystkie w zupełności bo jeszcze 2 lata temu marzenia jakieś miałem i miałem jakąś NADZIEJĘ. (a nie ma chyba nadziei bez marzeń)
(psychosis) mój świat zewnętrzny rozpadł się gdy lat miałam 12, choć to nie było nagłe załamanie, tak jak wyobraża to sobie większość ludzi chyba, on - ŚWIAT (ten zewnętrzno-wewnętrzny właśnie)rozpadał się stopniowo, bardzo, bardzo powoli. wiem, że nie o tym raczej, mam nadzieję, nie o tym Ty (?) ale faktycznie rozpad ZEWNĘTRZNEGO świata, wszelkie zaburzenia poczucia rzeczywistości (jako takiej, lub siebie w rzeczywistości tej) mi się ze stanem psychotycznym kojarzą.
Usuńnie mam stanów psychotycznych już. nawet tych lekkich para-psychotycznych, dziwnych wrażeń, szeptów, odbić myślowych, a jeszcze ze dwa lata temu miałam. dzisiaj nie mam lub są sporadyczne, bardzo rzadkie, chwilowe zresztą, jeśli nawet, jeśli już.
mój stan emocjonalny nie zmienił się raczej, w moim świecie - tym zewnętrznym, tym wewnętrznym (w światach więc) - nie zmieniło się nic, jednak moje poczucie rzeczywistości jest dość ugruntowane w tej chwili.
a jeśli nie o tym, bo i nie o tym zapewne, to ja niekoniecznie rozumiem, choć czytam Ciebie niczym siebie czasami. masz w sobie coś mojego, nie wiem skąd się to (...) ale zdarza mi się rozstroić, to coś jak chwilowy chaos, pomieszanie myśli i nie sposób konkretnej uchwycić, tj. z trudem ale jednak - tyle, że to być może emocjonalne bo i współczuję i pomóc bym chciała i przytulić nawet, śmieszne to..
ale się rozpisałam...
UsuńMyślałem nad tym nielubieniem lubienia i doszedłem do wniosku, że gdy kogoś autentycznie lubię (a nie tylko czuję zdystansowaną sympatię) to uruchamiają się u mnie mechanizmy obronne, z którymi sobie nie radzę. Tak jak teraz, gdy napisała, że chciałaby mnie przytulić -z jednej strony teego chcę/potrzebuję, z drugiej gdy staję sobie z realnoci tej perspektywy to mnie przeraziło. Zidentyfikowałem to już kiedys jako schizoidalny "lęk przed pochłonięciem". (...) Lęk przed zaufaniem komuś, lęk przed odrzuceniem, lęk przed tym, że kogoś skrzywdzę, przed tym, że jestem niegodny znajomości, albo przed tym, że ktoś jest ze mną nieszczery i mną manipuluje - to wszystko naraz, a własciwie jedno odbija się od drugiego i nie wiem co jest pierwotne ,a co wtórne.
OdpowiedzUsuńJa też mam blokadę przed mówieniem prawdy o sobie/emocjach/uczuciach/czymś głębszym(?) , próbowałem ją obchodzić wiele razy za pomocą racjonalizacji, tylko że taka intelektualizacja na temat własnego stanu psychicznego jest odłączona od wnętrza i tego "nie czułem" {jednak gdy za dużo czuję to trudno mi cokolwiek napisać}. I muszę siebie właściwie zmuszać do pisania. Gdy próbuję coś czuć i to czucie zintegrować, by odzyskać spójność, czuję jak strasznie jak strasznie kruche są te emocje i muszę je ochraniać, bo każdy negatywny bodziec wywoła wycofanie.
Rany...znowu to robię...intelektualizuję; ale nie potrafię teraz inaczej. Niemniej tylko dotknięcie i rozwiązanie tego, co pod blokadą może przynieść spokój.
Nie chodziło mi o rozpad mojego postrzegania świata (psychoza), wtedy gdy pisałem myślałem o integracji siebie w świat zewnętrzny tj. ludzki/społeczny i w tym sensie chodziło mi o postępujące przemiany społeczne, socjo-ideologiczne, socjo-intelektualne (w sensie widoczne zmiany w myśleniu/postrzeganiu ludzi); potrafię ekstrapolować wektory i wyobrazić sobie do czego to zmierza (...); także powszechne ujednolicenie myśli...wiszące nad głową.
Więc chciałem zintegrować swoje wnętrze ze światem (by wreszcie od siebie odpocząć), ale gdybym tak jak oni swobodnie wypowiadał swoje myśli to z nikim bym się nie dogadał. I nie o dogadanie mi właściwie chodzi, ale o świat ,w który wierzyłem...
Ja chyba zbyt wiele rozumiem...
To chyba niezbyt zrozumiałe wyszło.
właściwie to raczej zrozumiałe, przynajmniej dla mnie, spokojnie.
Usuńw sumie mogłabym się pod tym podpisać, pod większością zdecydowanie. nawet ta intelektualizacja/racjonalizacja, czego w sumie od zawsze i u każdego bardzo nie lubię, by nie napisać "nie znoszę" występuje też u mnie, tyle że jest trochę inna bo moja ;) żartuję oczywiście, chociaż tak sobie myślę, że pomijając już różnice jednostkowe, indywidualne, istnieją też zapewne różnice płciowe, tzn. mówię w tej chwili o poszczególnych cechach zaburzeń, lub o cechach poszczególnych zaburzeń (bo i tak można) - np. w ZA te różnice podobno są spore. a zresztą (...) tak szczerze to Twoja intelektualizacja jest dla mnie do zniesienia, jest mi znajoma, przyzwyczaiłam się; no i z powodu sentymentu jakiegoś, jak i szczerej sympatii - lubię w Tobie i to w tej chwili.
boję się podobnych "rzeczy" zapewne. możliwe, że nawet bardziej, bo przecież Ty jeszcze nie tak dawno temu dążyłeś do (...) marzyłeś o (...) ja nie marzę i nie dążę od lat.
wydaje mi się jedynie, że mój stosunek do świata - tego prawdziwego, zewnętrznego, jak i zwykłych ludzi w nim, jest u mnie mniej idealistyczny, przez co mniej mnie w tym świecie zranić może ... JUŻ. z podkreśleniem tego JUŻ, bo nie od zawsze tak mi to wszystko obojętne i nie od zawsze tak proste, nie od zawsze do zaakceptowania czy tam do zniesienia.. to chyba najlepsze określenie - DO ZNIESIENIA to, wszystko wokół - ludzie i świat w ogóle.
kiedyś też tak myślałam - że rozumiem więcej niż inni, dziś nie jestem do końca przekonana. być może pod pewnymi względami, tyle że to wszystko jest raczej bezwartościowe - wszystko to, co w głowie, bez odbicia w rzeczywistości, bez zbioru doświadczeń, ale takich codziennych, zwyczajnych, zwyczajnie-ludzkich wręcz.
Ja naprawdę rozumiem więcej niż inni, zdarzało mi się przewidywać i potwierdzało się to, co wi(e)działem. Tak, wszystko w głowie, wszystko czym żyłem było w mojej głowie, chociaż próbowałem to jakoś urzeczywistnić angażując się czasem z dystansu...
OdpowiedzUsuńO tym, co napisałaś założyłem kiedyś temat na forum, chociaż nie do końca został on chyba zrozumiany:
https://schizoids.pl/forum/viewtopic.php?f=2&t=191
Poza tym nie potrafię tego co mam w głowie tak tłumaczyć ludziom, by było zrozumiałe, zresztą kontakt z ludźmi bez odpowiedniego dystansu (w którym czuję, że coś mnie dusi) powoduje jakby cudze myśli inwazyjnie wchodziły do mojej głowy...
A rozpada mi się świat, a właściwie elementy świata zewnętrznego, niektóre te, od których uciekałem, niektóre te wobec których byłem obojętny, ale niedługo nie będzie do czego wracać...
(...)
Ja też czuję, że się wypalam (nie wiem czy to dobre określenie) - bo czuję zmniejszenie lęku, zobojętnienie i jednocześnie spadek możliwości intelektualnych. I w jakimś sensie jestem zmęczonym tym co było - tymi silnymi emocjami, które były kiedyś, pojawia się pragnienie spokoju. Moje próby relacji z ludźmi też trochę wpłynęły na to, że się uspokoiłem. Ale boję się tego stanu, bo może to porażka i kolejny etap ucieczki?
Wydaje mi się, że powinienem się cofnąć do przeszłości i spróbować naprawić to co się kiedyś zepsuło i spróbować stworzyć to czego nigdy nie miałem. I tylko tak mogę zacząć żyć NAPRAWDĘ. A teraz to taki letarg paliatywny z emocjami, marzeniami, uczuciami, racjami, pragnieniami, ideałami i potrzebą otwarcia się na drugiego człowieka(mimo wszystko) - zepchniętymi do grobu. To chyba coś, czego POWINIENEM się bać, ale może jest we mnie coś dążącego do samozniszczenia i to sprawiło...
Przepraszam, dzisiaj piszę w sposób trochę nieprzemyślany, na szybko, bo miałem napisać już dawno...
Jeżeli znalazłas swoją DROGĘ nie musisz tu wracać specjalnie po to by mi odpowiadać.
OdpowiedzUsuńM.
tak szczerze to nie wiem co o tym myśleć.. dlaczego użyłeś tego słowa akurat (?) DROGA - chodzi o DROGĘ. skąd Ty to wziąłeś i dlaczego mam poczucie, że to MOJE? wiesz, że o DRODZE właśnie w pewnym temacie, w pewnym poście, na pewnym forum wspomniałam? a wspomniałam przed tym Twoim tutaj wpisem - "chwilę" przed. może ja przesadzam, może się mylę, ale CZY TY MNIE CZYTASZ "tam gdzieś"?! (znowu)
OdpowiedzUsuńale może przesadzam i moze się mylę, bo w sumie to mogę przesadzać i mylić się mogę, co i się zdarza dość często. (ależ jestem jasnowidzem również, też!)
mogłam o tym i tutaj na blogu, wszędzie indziej właściwie - mogłam i do Ciebie na privie nawet kiedyś tam - o tej DRODZE, bo przecież to mój stały, dość "oklepany" tekst (...) nie wiem sama. nieważne zresztą, bo w sumie nie.
ja faktycznie znalazłam coś ... dość duże COŚ nawet (i o tym nawet wspomniałam też) i faktycznie jestem na dobrej DRODZE (tak przynajmniej sądzę, tak mi się wydaje, taka nadzieję i WIARĘ mam), ale też BEZ PRZESADY - to, że COŚ tam mi się UDAJE (bardzo ważne dla mnie COŚ, więc w żaden sposób nie umniejszając), nie znaczy, że tak z automatu zmieniło się w moim życiu dosłownie WSZYSTKO, bo to przecież (prawie) niewykonalne jest. przede mną DŁUGA DROGA, choć mam nadzieję (głęboko w to wierzę, że już się nie cofnę, że to właśnie TA DROGA).
sorry.. bo tak w sumie wyskoczyłam z jakimiś oskarżeniami, no i w żaden sposób właściwie nie odniosłam się do tego wcześniejszego Twojego wpisu, który przecież rozumiem, z którym utożsamić/pod którym podpisać się mogę.
tzn. MOGŁAM, bo ja już nie chcę!
ale mogę (jednak - tak czy siak) ...
Nie, to słowo samo przyszło mi do głowy po przeczytaniu Twoich najnowszych wpisów. Może ja po prostu rozumiem co piszesz? Albo to, co jest za tym co piszesz, bo w sumie piszesz niewiele.
OdpowiedzUsuńTrochę mi smutno, że mnie posądasz o jakąś tam nieszczerość(?) [w sensie, że coś przeczytałem i jakoś tego używam] - ale to nie ważne. Nie chciałbym Cię tu zatrzymywać w jakimś nierozwiązanym poczuciu winy za coś, więc proszę zignoruj to; naprawdę. Rób to co należy robić.
Choć pewnie będę się czuł trochę opuszczony.
"ja faktycznie znalazłam coś ... dość duże COŚ nawet (i o tym nawet wspomniałam też) i faktycznie jestem na dobrej DRODZE (tak przynajmniej sądzę, tak mi się wydaje, taka nadzieję i WIARĘ mam)"
Nie wiem czy potrafię to wyrazić, ale wiesz, bardzo się z tego cieszę :)
jesuu, dziękuję!
Usuńi przepraszam; zresztą, nawet gdyby.. w sensie, że nawet gdybyś coś tam gdzieś tam czytał, to właściwie nie jestem zła, nie gniewam się (a nawet w jakimś sensie uważam, że MASZ PRAWO - jakkolwiek by to głupio nie brzmiało - jesteś najbliższą mi osobą w całym tym wirtualnym świecie, albo nawet NAJBLIŻSZĄ mi osobą TAK W OGÓLE).
no ale.. to nie tak.
to raczej tak, jak mówiłam (jak pisałam raczej) - w znaczeniu takim, że robię coś dobrego dla siebie (jak sądzę), że widzę jakąś tam poprawę, ale to jest JEDYNIE "jakiś tam" obszar - "jakaś tam" mała część (mała cząsteczka wręcz) mojego życia (choć rzeczywiście o ZDROWIE głównie chodzi - więc dosłownie "ŻYCIA"). w tym sensie BARDZO się tą ZMIANĄ CIESZĘ i bardzo DUŻY SUKCES w zmianie tej widzę...
...no ale: nie dotyczy to w sumie sposobu FUNKCJONOWANIA (w społeczeństwie/wsród ludzi - jako takiego), do tego by odnaleźć SWOJE MIEJSCE gdzieś tam "pośród i wśród" to mi jeszcze trochę..
z forów, z bloga, z internetu (jako głównego źródła kontaktu z innymi [zaburzonymi] nie znikam/nie zniknę w najbliższym czasie(stety/niestety:)
jeszcze raz DZIĘKUJĘ!
wszystkiego dobrego Ci szczerze życzę.
Fifikse?
OdpowiedzUsuńtak ... (?)
Usuńmógłbyś mi odpowiedzieć?
Usuńpiszesz coś, ja nie bardzo wiem o co Ci chodzi .. no i milczysz.
odnieś się jakoś. no napisz o co Ci tak naprawdę chodzi. zapytaj o to, o co tak naprawdę zapytać chcesz itd. weź się wyżyj tutaj jakoś ;) spoko. ja wszystko zrozumiem.
Ja już straciłem nadzieję.
OdpowiedzUsuńja chyba też.. dlatego tak sobie piszę. ot tak sobie po prostu. ale niczego ważnego nie szukam (już u schizoidów pisałam), tak tylko zabijam czas..
UsuńNie chciałem Cię obciążać
OdpowiedzUsuńCzasami czuję silną potrzebę, żeby się zniszczyć. Kiedyś może mi się udać...
Zastanawiam się co będzie jeśli kiedyś będę potrzebował pomocy...
Przepraszam M. ,nie powinienem był tego pisać, nie powinienem naciskać. Muszę sobie poradzić z tym wszystkim sam.
OdpowiedzUsuńnie obciążasz mnie, w sumie nie naciskasz też (już nie), w ogóle niezbyt często piszesz ostatnio.. to chyba dobrze, bo przecież tego chciałam, ale z drugiej strony, czasami brakuje mi.. CZEGOŚ <- bo w sumie nie wiem jak to określić, przecież nie mogę napisać, że Ciebie.
Usuńzawsze możesz się odezwać przecież. no wiesz, gdybyś potrzebował pomocy (nie jestem pewna czy rozumiem co masz na myśli, o czym tak naprawdę piszesz, no ale..).
przepraszam, że nie odpisywałam - że nie odpisałam wcześniej - to nie to, że mnie męczysz, to raczej to, że tak w ogóle jestem zmęczona. mam ostatnio jakieś takie.. "objawy"(?) od czasu do czasu, czasami, no i musiałam się odciąć, się ogarnąć jakoś, poza tym mam *ujowe leki, nic nie działa tak jak powinno, ale pomijając.
Pisałaś kiedyś: normalni ludzie.
OdpowiedzUsuńPomyślałem teraz, że ja właśnie zawsze szukałem(?) osób raczej aspołecznych, szukając podobnych sobie. Ale chyba, czego potrzebowałem/uję jest to żeby mnie ktoś nauczyłem jak otworzyć się na ludzi i nauczył asertywności, by otwierać się bez strachu i być odpornym na zagrożenia jakie z tego wynikają oraz próby negatywnego oddziaływania ze strony innych. Czy tym stwierdzeniem wracam do korzeni z przeszłości?
No i czy ludzie, którzy tak potrafią są normalnymi ludźmi?
Może nie powinienem tego pisać, ale... - chyba tęsknię.
M.
https://m.youtube.com/watch?v=2oANV6SQhwI
wiem, że szukałeś podobnych sobie - wspominałeś o tym wielokrotnie, wszędzie o tym pisałeś. właściwie to nie wiem czy to dobrze czy źle, albo czy określać to można, tzn. oceniać w tych kategoriach, albo czy to ma jakieś znaczenie w ogóle, bo możliwe że małe - jeśli jakiekolwiek - w tym sensie, że wszystko dzieje się samo. noo... nie wszystko zapewne :) ale emocje, uczucia, odczucia, potrzeby wszelkie itp. niezależne są od woli raczej, poza tym zwykle (chyba) nieuświadomione (na co to, po co, dlaczego i skąd) ...to chyba nie jest ważne nawet. ja w sumie nie wiem czego szukam (nadal), no niby mogłabym spróbować nazwać potrzeby, ale to chyba nie ma znaczenia (określanie).
Usuńci "normalni ludzie" mają coś, czego nam brakuje i jest to pewnego rodzaju inteligencja, to o czym kiedyś wspominałam - nie bardzo wiem jak to opisać choć mam na myśli coś konkretnego, poza tym tak to oczywiste, że w sumie nie wiem czy opisywać, czy określać, nazywać to warto, czy trzeba.. głównie o umiejętności społeczne chodzi, o rozwój psychospołeczny lub psychoemocjonalny, bo tak sobie pomyślałam, że w sumie jedno jest synonimem drugiego, być może.
ja też trochę tęsknię.. chyba :)